sobota, 27 stycznia 2018

Tamte dni, tamte noce (2017) - recenzja

1 komentarz:
 
Tamte dni, tamte noce (2017)
Reżyseria: Luca Guadagnino 
Gatunek: Melodramat
Premiera w Polsce: 26 stycznia 2018

Północne Włochy. Początek lat 80. Jest ciepłe lat i nawet czasem nie pada. Siedemnastoletni Elio spędza gorące dni z rodzicami w ich włoskiej posiadłości. Na parę tygodni wprowadza się do nich Olivier, amerykański student ojca Elio. Pewny siebie mężczyzna zaczyna wprowadzać niepokój w wewnętrzne życie nastolatka. Dotychczas wakacje spędzał na jeżdżeniu na rowerze, grze na pianinie czy gitarze, zabawie ze znajomymi. Olivier, młody intelektualista, który przez swój luźny styl bycia wydaje się nie pasować do włoskiego otoczenia. Początkowo Elio i Olivier trzymają się na dystans, z każdym dniem są sobą coraz bardziej zafascynowani, aż otwarcie zaczynają ze sobą flirtować. Wakacyjna miłość jest dla Elia szansą na poznanie samego siebie oraz tego czym jest prawdziwa miłość i pożądanie, dla Oliviera jest okazją do odkrycia własnych potrzeb i spróbowania przejęcia odpowiedzialności za kogoś.

Tamte dni, tamte noce to film niezwykle sensualny, upalna pogoda, skąpe stroje, wilgotne po wyjściu z basenu ciała budują pełną seksualnego napięcia atmosferę. Cielesność ma jednak nie tylko piękną stronę, bo człowiek jest niedoskonały, co symbolizuje siniak po stłuczeniu Oliviera, czy napady krwotoków z nosa Elio. I obie te strony ludzkiej fizyczności celebruje reżyser, traktując swoich bohaterów z czułością, zarówno pod względem szacunku dla ich charakterów i postaw, jak i ich ciał, po których kamera sunie niczym głaszcząca dłoń.
Luca Guadagnino opowiada subtelną, choć nie unikającą dosłowności historię. Spora zasługa, w tym jak pełna niuansów i elegancka jest ta opowieść ma znany i ceniony James Ivory, twórca wysublimowanych, ale dogłębnie poruszających filmów który na podstawie powieści Andre Acimana napisał scenariusz Tamtych dni, tamtych nocy. Nowy film włoskiego reżysera to dzieło zakorzenione w humanistycznej i intelektualnej historii Europy, której jedną z kolebek są Włochy. Bohaterowie czytają mnóstwo klasycznych lektur, przemieszczają się wśród pełnych książek regałów, ojciec Elio poszukuje antycznych rzeźb, a przy jednym z towarzyskich spotkań wychodzi na jaw jak znajomi rodziców głównego bohatera traktują z góry Oliviera, który jest Amerykaninem. Mimo poważnych odniesień Guadagino nie unika humoru i to nie wynikającego tylko z wakacyjnej, swawolnej atmosfery. Sporo tu, co prawda dyskretnej, kpiny z nieporadności ludzi w kwestii uczuć, bo emocje to sprawy, w których nie pomoże nawet najlepsza znajomość dzieł najwybitniejszych filozofów. A sam krótki romans i pragnienia bohaterów niszczą ich, ale pozwalają też zbudować na tych zgliszczach nowego siebie, bolesna utrata powoduje rozczarowanie i cierpienia, ale to, co je poprzedziło pozostaje pięknym wspomnieniem, na którym można budować przyszłość, co koresponduje ze słowami Heraklita z Efezu, którego dzieło pojawia się w filmie - Jesteśmy i nie jesteśmy zarazem – życie jest ciągłą zmianą, jest ciągłym rodzeniem się i śmiercią.
Tamte dni, tamte noce to film dogłębnie poruszający, ale też perfekcyjnie wykonany. Scenografie są przepiękne, muzyka idealnie dopasowana, a dwie piosenki Sufjana Stevensa napisane specjalnie do tego filmu są wręcz rozczulające. Mistrzowskie są też kostiumy w pełni oddające styl tamtej epoki, ale też wakacyjny klimat, który budują również przepełnione słonecznym światłem zdjęcia. Cała techniczna i formalna strona filmu zostaje jednak w tyle przy świetnej grze obsady. Nominowany do Oscara za rolę Elio Timothee Chalamet tworzy doskonałą, przekonującą kreację, być może lepszej w karierze mieć już nie będzie. Popis daje też Armie Hammer, który pierwszy raz dostał tak znaczącą dla filmu rolę i z tego trudnego aktorskiego wyzwania wybrnął znakomicie. Wydaje się, że wszystkie jego poprzednie role w mainstreamowym kinie były pomyłką, a on jest stworzony do odważnego, autorskiego kina, gdzie postawi przed nim prawdziwe zadanie. Bardzo dobrzy też są aktorzy na drugim planie, choć ich role nie są zbyt rozbudowane to każdy z nich tworzy udany portret. Michael Stuhlbarg w roli ojca Elio, pełnego ciepła intelektualisty, Amira Cesar jako matka głównego bohatera tworzy ciekawy portret inteligentnej kobiety, a Esther Garrel jeszcze w żadnym filmie nie była tak urocza jak w roli Marzii.
Tamte dni, tamte noce to film mistrzowski, który w pełni wykorzystuje melodramatyczną konwencje, tworzy kompletne, hipertekstualne dzieło korzystające nie tylko z filmowego dorobku, ale z całej europejskiej kultury, ani na moment nie tracą sprzed oczu człowieka i jego problemów. 

Daniel Mierzwa

1 komentarz:

  1. Chętnie obejrzę ten film. Myślę, że będę zadowolona z seansu.

    OdpowiedzUsuń