Party (2017)
Reżyseria: Sally Potter
Gatunek: Dramat, Komedia
Premiera w Polsce: 5 stycznia 2018
Sally Potter znana jest jako
reżyserka kultowego już filmu Orlando
z 1992. Jednak od tego czasu jej kariera nie stoi w miejscu i co kilka lat
możemy zobaczyć nowy,przez nią nakręcony, za każdym razem oryginalny film. Ostatnim
jej obrazem jest Party. Pokazywany na
początku zeszłego roku na Berlinale film wreszcie trafił do naszych kin.
Janet, awansuje na ministra
zdrowia gabinetu cieni, z okazji swojego politycznego sukcesu organizuje
przyjęcie dla swoich przyjaciół. Towarzyskie spotkanie okaże się nie tylko
okazją do radosnego świętowania, ponieważ maż Janet- Bill postawania również
coś ogłosić gościom. A całe przyjęcie szybko przeradza się w festiwal
wzajemnych oskarżeń, żali i głęboko skrywanych sekretów.
Sally Potter fabułę swojego
nowego filmu umieszcza w zaledwie kilku wnętrzach domu głównej bohaterki,
rozpisuje ją na kilka osób, a wszystko to ogranicza jeszcze niezbyt długim
metrażem. A mimo to udaje jej się skutecznie i wyczerpująco poruszyć wątek
kłamstwa i to na kilka sposobów. Po pierwsze czy żyjąc w kłamstwie, nie będąc
szczerym dla najbliżej osoby, można zachować minimum uczciwości w polityce. Czy
jest to jedynie gra o stanowiska, splendor i to nawet kosztem własnego
szczęścia w życiu prywatnym. Okazuje się, że kojarzone z polityką mechanizmy,
mogą też działać nawet w codziennych towarzyskich relacjach, każdy może być
hipokrytą, co z przyjemnością wytknie innym, nie zauważając tej wady u siebie.
Nie mówiąc już o radosnym głoszeniu sloganów niczym najwyższych prawd, a gdy
można by je zastosować w własnym życiu, szybko okazują się nic nie warte.
Reżyserka ostro i czasem boleśnie rozlicza takie hasła jak feminizm, kobieca
solidarność, lewicowość czy duchowość. A wszystko to w formie udanej
psychodramy, która ani na moment nie traci tempa, poczucia humoru i pełna jest
trafnych, choć momentami ostrych spostrzeżeń. Ogromna zasługa w skuteczności
fabuły tkwi w świetnej grze obsady. Mamy tam same wielkie nazwiska kina. I aż
ciężko wskazać, kto na ekranie króluje, czy emocjonalna, choć z udawaną maską
spokoju Kristen Scott Thomas, zagubiony Timothy Spall, rozedrgany Cillian
Murphy, sarkastyczna Patricia Clarkson, ogrywające stereotypy o lesbijkach
Cherry Jones i Emily Mortimer, czy nazbyt uduchowiony Bruno Ganz. Między
bohaterami pojawia się prawdziwa ekranowa chemia. I każdy w swojej roli wypada
przekonująco, nawet gdy pojawia się nieco teatralności.
Party to kino kameralne, ale ta skromna opowieść aż kipi od emocji.
I można tylko pogratulować Sally Potter, że postawiła tylko na trzy elementy:
prawdę, dopracowany scenariusz i świetnych aktorów, bo efekt tej prostej
układanki jest znakomity.
Za możliwość udziału w tym niecodziennym przyjęciu dziękujemy kinu Cinema City Punkt 44 w Katowicach.
Daniel Mierzwa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz