czwartek, 31 maja 2018

Han Solo: Gwiezdne wojny - historie (2018)
Reżyseria: Ron Howard
Gatunek: Przygodowy , Sci-Fi
Premiera w Polsce: 25 maja 2018

Przygód z akcją dawno, dawno temu w odległej galaktyce ciąg dalszy. Tym razem głównym bohaterem została kultowa postać, której nazwisko stało się tytułem całego filmu – Han Solo:  Gwiezdne wojny – historie.

Przygody młodego pilota Sokoła Millenium już na samym początku mają tempo, klimat filmu sensacyjnego i zakochanych niedoświadczonych bohaterów. Han Solo pracujący jako jeden z wielu dla przestępczej organizacji próbuje uciec z okrutnej planety wraz ze swoją ukochaną Qi’rą. Szalony plan się nie udaje, a Han trafia do wojskowej akademii, na front i do klatki Chewbacki, gdzie w niezbyt przyjemnych okolicznościach poznaje swojego nieodłącznego towarzysza. A później z nowymi towarzyszami, bo choć Solo, rzadko kiedy na ekranie jest sam, zajmuje się zadaniami, jakich mało kto by się podjął. 
Przygody kultowej postaci nie miały szczęścia podczas produkcji. Wycofali się reżyserzy, a za kamerą ostateczni stanął hollywoodzki wyjadacz Ron Howard, różnie mówiło się też o talencie odgrywającego tytułową rolę Aldena Ehrenreicha (ostatecznie nie wypada on na ekranie źle, ale też zadbał o to, żeby dla każdego Han Solo na zawsze kojarzył się tylko z Harrisonem Fordem). A oscarowy reżyser dba o to, żeby Han Solo:  Gwiezdne wojny – historie był filmem przygodowym przyrządzonym ze składników, z których ten gatunek słynie, ale oprócz doprawienia sosem z uniwersum Star Wars, sporo dodaje tonacji szarych miast, tylko czekających na wybuch rewolucji oraz całą galerię intrygujących postaci, z których większość otrzymała, niestety zbyt mało ekranowego czasu.
Han Solo:  Gwiezdne wojny – historie to kolejny film, który udowadnia, że świat Gwiezdnych wojen to cała galaktyka ciekawych postaci, porywających wątków i interesujących planet oraz to, że przy takiej ilości kolejnych sequeli, prequeli i innych pobocznych projektów, każdy można zrobić z szacunkiem dla fanów.


Daniel Mierzwa


sobota, 26 maja 2018


Deadpool 2 (2018)
Reżyseria: David Leitch
Gatunek: Komedia, Akcja, Sci-Fi
Premiera w Polsce: 18 maja 2018

Deadpool dwa lata temu rozbił bank sarkazmem i ogromną dawką czarnego humoru. Jego wielki powrót oznaczał niemniejsze nadzieje na kolejny seans pełen niepohamowanych zachowań i przekleństw. Teraz twórcy z odpowiem szacunkiem potęgują atrakcje na ekranie, oferując wartą akcję okraszoną niezliczonymi nawiązaniami.


Druga cześć przygód Deadpoola ze zdwojoną siłą powtarza wszelkie poprzednio zastosowane zabiegi. Kolejny raz twórcy oferują portret antybohatera, który tym razem musi zaangażować się uratowanie młodego mutanta Russella. Utrudnia mu to jednak przybysz z przyszłości niejaki Cable, który zrobi wszystko żeby pozbyć się chłopaka. Deadpool musi zebrać drużynę podobnych sobie, by rozprawić się z oprawcą i odmienić swoje bohaterskie oblicze.

Największą zaletą pierwszej części był zdecydowanie humor. Podobnie jest i tym razem, a twórcy nie obawiali się żartować nawet z poważnych tematów. Pełne dystansu sceny i gagi miażdżą wręcz elementy popkultury. Jednak w sposób wyważony Deadpool żartuje zarówno z konkurencyjnej wytwórni DC - wplatając co rusz motywy mrocznej natury bohaterów, jak i rzuca odrobina błota również w kierunku Marvela. Mocno obrywa Cable a wraz z nim odtwórca jego roli Josh Brolin, którego poprzednio oglądaliśmy w roli Thanosa w Avengers: Wojna bez granic co również nie uszło uwadze naszego bohatera. Nie zapomina on również o swoim ulubieńcu Wolverinie pokazując się z nim nawet w kilku ujęciach.

Świeżości całości produkcji nadaje również muzyka. Świetnie współgra z pędzącą na przód akcją, by za chwile w rytm utworu Celine Dion zauroczyć znakomitą czołówką i kolejnym bezwstydnym nawiązaniem.

Niezaprzeczalnie bardzo dobrze prezentuje się na ekranie obsada. Klasę kolejny raz pokazuje Ryan Reynolds, który wraz z Joshem Brolinem tworzą świetny ekranowy duet. W tym momencie nie można również zapominać o Domino (Zazie Beetz), która razem z Deadpoolem tworzy X-force – zgraną ekipę do zadań specjalnych.

Deadpool 2 to naładowany humorem sequel, który dorównuje swojemu poprzednikowi, a momentami rozmachem i wulgarnością bije go prosto w zamaskowaną  twarz. Pozycja, która pomimo że pełna chaosu, jest gwarancją bezczelnej rozrywki.


Patrycja Strempel

sobota, 19 maja 2018

Thelma (2017)
Reżyseria: Joachim Trier
Gatunek: Dramat, Fantasy
Premiera: 8 czerwca 2018

Joachim Trier to twórca fantastycznego kina, mieszającego style i gatunki, w którego filmach mamy zarówno poważne tematy, jak i spore ilości poczuci humoru. Po krótkiej przygodzie poza rodzinną Norwegią, podczas której powstał udany dramat Głośniej od bomb ze znakomitą obsadą, powrócił do ojczyzny i nakręcił Thelmę.

Thelma mogłaby się wydawać zwyczajną dziewczyną, jednak już pierwsza scena, podczas której ojciec mierzy do niej z broni, wskazuje, że nie do końca mamy tutaj do czynienia z normalną rodziną. Dziesięć lat później Thelma rozpoczyna studia z dala od domu, w stołecznym Oslo. Staje się to okazją do próby uwolnienia się od rodziców – konserwatywnych, religijnych fanatyków. Dziewczyna odkrywa czym jest zabawa, wolność, po raz pierwszy poznaje też rodzącą się miłość do pieknej przyjaciółki. Dzieje się jednak też coś niepokojącego. Thelma zaczyna mieć napady epilepsji, które zdarzają się pod wpływem silnych emocji. Budzi się w niej też tajemnicza siła, która ma wpływ na otaczający ją świat.
Joachim Trier znów stworzył nieoczywiste dzieło. Połączył obyczajowy obraz  spod znaku coming-of-age z horrorem pełnym paranormalnych zjawisk,  thrillerem o gęstej, posępnej atmosferze i psychologicznym dramatem o traumie, która tkwi w człowieku mimo upływu lat, tworząc film, w którym zaciera się granica między rzeczywistością, a fantastyką. Siła filmu to opiera się jednak nie tylko na oryginalnym podejściu do znanych motywów i sprawnym mieszaniu stylów i konwencji, ale też na zdolności Triera do tworzenia sugestywnych obrazów, tajemniczych obrazów, wplatając sceny przyrody. Powoduje w tym samym poczucie obcowania z czymś pięknym, ale niepokojącym (jak niczym uroda głównej bohaterki), zestawia świat ludzi z naturą, chrześcijańskie zasady z pogańskim szacunkiem dla sił przyrody, odkrywając kolejne rejony i powodując następne domysły. I nawet jeżeli ostatecznie sam reżyser pozbywa film metafizycznej atmosfery, to nie można nazwać Thelmy inaczej niż filmem bardzo udanym.
Joachim Trier nie zaskoczył znających jego twórczość, ponieważ znów stworzył znakomity film. Zaskakujące może być jednak, że to reżyser, który nie traci formy i każdy jego obraz jest więcej niż dobry.


Daniel Mierzwa

poniedziałek, 14 maja 2018

Tully (2018)
Reżyseria: Jason Reitman
Gatunek: Komedia,
Premiera w Polsce: 11 maja 2018

Diablo Cody oczarowała świat swoim fantastycznym scenariuszem do Juno w reżyserii Jasona Reitmana. Później szło jej nieco gorzej, a kolejny film według jej scenariusza okazał się żałosnym niewypałem. Tym razem znów połączyła siły z reżyserem, z którym świeciła największe triumfy i tak powstała Tully

Marlo jest dojrzałą matką dwójki dzieci, która spodziewa się kolejnego potomka. Choć otrzymuje wsparcie od swoich bliskich, ciężko jej ogarnąć wszystkie domowe obowiązki, tak aby choć chwile moc poświecić sobie. Szkolne problemy przejawiającego autystyczne zaburzenia syna i zbliżające się rozwiązanie, powodują, ze przestaje sobie radzić. A po narodzinach kolejnego dziecka jest już absolutnie wyczerpania i poświęca ostatnie resztki sił dla domu i rodziny. Zmiany w jej życie wprowadza Tully, nocna niania, która co wieczór przychodzi do jej domu, aby w po zmroku opiekować się najmłodszą córeczką. Marlo zaczyna odzyskiwać siły i uporządkować swoje życie. Ale też coraz bardziej tęskni za utraconą beztroską i witalnością młodzieńczych lat, które reprezentuje pełna werwy, uśmiechnięta i otwarta Tully. Gdy dziewczyna kończy pracę u Marlo, w życiu matki trójki dzieci następuje przełom i nic w jej życiu nie będzie już takie samo. 
Tully to poruszające kino, które elegancko łączy kino obyczajowe, rodzinny komediodramat z elementami nieoczywistej fantastyki i poetyki snu. Dzięki temu pomimo prostej historii uzyskujemy czarujący efekt końcowy, który potrafi zrobić wrażenie na każdym widzu. Swoje robi też udana rola Charlize Theron, która potrafi być pełna emocji lub wręcz przeciwnie zupełnie wygaszona, a przy tym bardzo powściągliwa, przez co ani na chwile nie traci wiarygodności. Partnerująca jej Mackenzie Davis nie traci kroku za bardziej doświadczoną koleżanką z planu i tworzy ciekawą kreację. A obie na ekranie się uzupełniają tworząc aktorski duet, który świetnie się ogląda.
Tully to przyjemne i nieoczywiste kino obyczajowe, któremu ciężko zarzucić cokolwiek poza niezbyt skomplikowaną fabułą. Ale i tak pozostaje w naszej głowie jeszcze jakiś czas po seansie.


Daniel Mierzwa

czwartek, 10 maja 2018


Kochankowie jednego dnia (2017)

Reżyseria: Philippe Garrel
Gatunek: Dramat
Premiera w Polsce: 4 maja 2018

Philippe Garrel weteran francuskiego kina oraz festiwali w Cannes oraz Wenecji kolejny raz zanurza się w ludzką emocjonalność. Ten wywodzący się z francuskiej nowej fali reżyser, wprowadza widzów w swój niedługi, klaustrofobiczny film, prezentując kameralną historię o miłości, opartą na prostych relacjach i momentami pretensjonalnym scenariuszu.


Na początku historii poznajemy Jeanne (Esther Garrel), gdy rozhisteryzowana ciągnie za sobą walizkę przez paryskie ulice. Skrzywdzona, po rozstaniu z chłopakiem podąża do najbliższej jej osoby – swojego ojca Gillesa (Éric Caravaca). On natomiast od pewnego czasu ponownie odnalazł miłość i spotyka się  Ariane (Louise Chevillotte), jego byłą studentką i rówieśniczką córki, która bez oporów podrywała swojego wykładowcę. Wbrew początkowym niesmakom pomiędzy kobietami zawiązuje się więź i to właśnie Ariane pomaga Jeanne przejść przez etap największego bólu. Podczas licznych wieczornych rozmów bohaterki, nawiązują silną relację opartą na przyjaźni i zrozumieniu, a przy tym ciągle walcząc o uwagą ukochanego mężczyzny.  

W kolejnych scenach wydaje się, że reżyser mówi o istotnych rzeczach, jednak coraz głębsza interpretacja ukazuje przerażające banały, zwieńczone niepotrzebnymi, chociaż czasami lekko ironicznymi, komentarzami narratorki. W poruszane tematy związków, wkrada się przesada i pretensjonalność, co skutkuje wszechobecną przewidywalnością w czarno-białej kolorystyce. Reżyser nie daje szans na chwilę własnych przemyśleń, a w tym pełnym emocjonalnego chaosu świecie traci również logikę i sens postępowania bohaterów. Niespiesznie porusza się pomiędzy kolejnymi scenami, przesadnie podkreślając cierpienie bohaterów.

Kochankowie jednego dnia to film niepozbawiony ironii i lekkiej dozy humoru. W transparentnej całości, porusza tematy miłości, czy zdrady, które wręcz ociekają pełną stereotypów zwyczajnością.


Patrycja Strempel

niedziela, 6 maja 2018

Strażnicy cnoty (2018)
Reżyseria: Kay Cannon
Gatunek: Komedia,
Premiera w Polsce: 4 maja 2018

Bal maturalny to jeden z popularniejszych tematów amerykańskich filmów o dorastaniu i dojrzewaniu. I o tym opowiadają Strażnicy cnoty, ale dla odmiany sięgają też po perspektywę rodziców, których dzieci wchodzą w dorosłość.

Fabuła filmu jest dosyć prosta i właściwie została zgrabnie ujęta przez dystrybutora na plakacie. Mitchell i Lisa wyruszają w pościg za swoimi córkami, które postanowiły w dzień balu maturalnego stracić dziewictwo. Towarzyszy im Hunter, który próbuje przeszkodzić im w tym zamiarze i stara się zrobić wszystko, żeby jego córka, która z przyjaciółkami zawarła pakt, pamiętała dzień imprezy jako jeden z najlepszych w jej życiu.
Strażnicy cnoty zapowiadają się całkiem dobrze, mimo zrażającego tytułu. Początek filmu zwiastuje, może nie najwyższych lotów, ale udaną familijną rozrywkę, opartą o napędzający nie jeden film motyw konfliktu pokoleń, nadmiernej troski rodziców i próby zdobycia wolności. Z każdą minutą jednak pogrąża się w nieśmiesznych wulgarnych żartach skupionych na coraz to bardziej intymnych częściach ciała. A śmiech coraz częściej zastępuje poczucie zażenowania. A wszystko to doprawione jest sporą ilością niezbyt odkrywczych morałów, które można przewidzieć już zanim obejrzy się film.
Strażnicy cnoty są rozczarowaniem nie tylko ze względu na słaby poziom humoru i braćkodkrywczości. Okropnie żal jest w nim potencjału, który zabiła jednak komercja i tandeta, wszystkie niebanalne wątki morduje wtórność, a każdy udany estetyczny wybór poprzedza jedynie dobrze znane cukierkowe obrazki.
Strażnicy cnoty to tandetne rozczarowanie, które sprowadza humor jedynie do tanich i wulgarnych gagów.


Daniel Mierzwa

piątek, 4 maja 2018


Raz się żyje (2018)

Reżyseria: Nash Edgerton
Gatunek: Dramat, Komedia, Akcja
Premiera w Polsce: 20 kwietnia 2018

Do kin trafiła kolejna pozbawiona charyzmy i dobrze wykreowanych bohaterów komedia, która już od pierwszych chwil dowodzi swojej prostoty. Pomimo oczekiwań powodowych obiecująco prezentującą się obsadą, całość wypada jedynie transparentnie, a pozornie wielkie nazwiska oferują jedynie poziom poniżej swoich możliwości.


Raz się żyje to historia Harolda, z który pozornie wydaje się być zadowolonym ze swojego życia szczęśliwcem. Do czasu, gdy okazuje się, że ukochana żona go zdradza, przyjaciele knują za plecami, a pewna praca w korporacji to tylko złudzenie. Co gorsze dowiaduje się ukradkiem o możliwej upadłości firmy, a jego przyjaciel i szef koncernu Richard, dla którego Harold pracuje, wszystkiemu zaprzecza. Nasz bohater jednak nie daje się wciągnąć w kolejne gierki szefa i odkrywa spisek, które ten stworzył z równie przebiegłą Elaine. W ramach zemsty, na służbowym wyjeździe do Meksyku, pozoruje swoje porwanie, jeszcze nie przypuszczając, że i tak znajduje się w samym środku afery.

Filmowy niewypał Nasha Edgertona to przede wszystkim twór nierówny. Twórcy nieumiejętnie dawkują emocję, na siłę starając się zbliżyć poziomem do innych komediowych tworów, które się sprzedają. Jednak niekonsekwentnie prowadzona akcja i nadmiar niepotrzebnych bohaterów, sprawie pozbawiają film odpowiedniego tempa. Nie zachwyca również sam wątek porwania. Prowadzony jest bez większego zaangażowania emocjonalnego, przez co przestaje interesować, a jedynie nudzi, szkoda tylko, że opiera się na nim większość filmu.

Pomimo cenionych nazwisk w świecie kina, marnie na ekranie prezentuje się obsada. Gdy Charlize Theron i Joel Edgerton w rolach przebiegłych pracowników korporacji mają jeszcze łatwe zadania i na zmianę knują i wcielają w życie swoje niskolotne plany, tak David Oyelowo, jako Harold na swoich barkach niesie całość pozycji. Niestety aktor niespecjalnie wypada w tej komediowej roli, wypowiadając jedynie przeciętne żarty będące częścią zdecydowanie marnego scenariusza.

Raz się żyje to marna imitacja komedii z nutą kryminalnego wątku i niekorzystnego potencjału. Pozycja prezentująca ulotne chwile zabawy, które ustępują rozczarowaniu i nudzie.


Patrycja Strempel  

środa, 2 maja 2018


Avengers: Wojna bez granic (2018)

Reżyseria: Anthony Russo, Joe Russo
Gatunek: Akcja, Sci-Fi
Premiera w Polsce: 26 kwietnia 2018

Filmy Marvela od lat pokazują klasę. Pomimo nielicznych wpadek charakteryzują się perfekcyjnym prowadzeniem fabuły, wyważeniem akcji i poczuciem humoru na poziomie. Nie inaczej jest w przypadku nowej produkcji z cyklu Avengers, która stanowiła nie lada wyzwanie. Trzecia już odsłona bohaterskiego widowiska nie umniejsza pozostałym, a wręcz osiąga apogeum możliwości, brawurowo łącząc losy niemalże wszystkich postaci, które oglądaliśmy w pozostałych osiemnastu propozycjach.


Wojna bez granic stanowi świetne zwieńczenie i dopowiedzenie do pozostałych marvelowskich produkcji. Fabuła skupia się przede wszystkim wokół Kamieni Nieskończoności i Thanosa – wątków nieśmiało budowanych od samego początku. Antagonista naszych bohaterów poszukuje tych tajemniczych artefaktów, by wdrożyć w życie swój plan zniszczenia połowy Wszechświata. Dwa z sześciu kamieni kryte są na Ziemi – jeden w naszyjniku Doktora Strange’a, a kolejny jest częścią Visiona. Już od pierwszych scen widoczny jest rozmach całości produkcji, a kolejni wprowadzani bohaterowie nie wprowadzają chaosu, a jedynie kontynuują lub domykają wcześniej rozpoczęte wątki, by w odpowiednim momencie okazać się integralną częścią fabuły Wojny bez granic.

Twórcy w kolejnych scenach ocierają się niemal o perfekcję lawirując pomiędzy lekko irytującym już, jednak z klasą Tonym Starkiem podejmującym współpracę z Doktorem Strangem, Thorem spotykającym Strażników Galaktyki, czy Czarną Panterą, Hulkiem i masą innych dobrze skrojonych postaci. Pomimo natłoku bohaterów, narzekać możemy jedynie na zbyt małe poświęcenie czasu dla niektórych z nich, a nie na scenariuszowe opieszalstwo. Odpowiednio wyeksponowano również postać Thanosa, który dobrze reprezentuje cechy złego charakteru, a wszelkie wątki z nim związane, idealnie komponują się z odrębnymi bohaterskimi historiami.

Na pochwałę zasługują również efekty. Wiele w nich świeżości, a coraz to nowsze lokalizacje dobrze komponują się z licznymi wątkami. Świetnie widoczne są miliony zainwestowanych w powodzenie produkcji monet, którą można bez precedensu zaliczyć do udanych, bo z wyczuciem wyważoną. Niedosyt można jedynie poczuć w kwestii muzyki, która w porównaniu do tej z przygód Thora, czy Strażników Galaktyki wypada przeciętnie.

Avengers: Wojna bez granic to zdecydowanie pełne efekciarstwa widowisko będące świetną zapowiedzią nadchodzących premier. Pozornie oklepane postaci i żarty okraszone są niezawodną bohaterską świeżością, znaną jedynie Marvelowi.


Patrycja Strempel