poniedziałek, 23 marca 2020


Emma (2020)
Reżyseria: Autumn de Wilde
Gatunek: Dramat / Komedia
Premiera w Polsce: 28 lutego 2020

Jane Austen i jej twórczość miło okazje poznać zapewne wiele osób. Kto nie miał okazji przeczytać jednej z jej książek, słyszał przynajmniej o ich ekranizacjach. Uniwersalni bohaterowie, kunszt fabularny, zabawne wątki i romantyczne historie to zalety jej prozy, a także cechy najnowszej jej ekranizacji.


Emma Woudhouse jest elegancką i przystojną dziewczyną z bogatego domu. Jako że sama nie musi wychodzić za mąż w wolnych chwilach dobrze czuje się w roli swatki dla osób ze swojego otoczenia. Wiele się jednak zmienia gdy poznaje Harriet - dziewczynę z niższych niż ona sama sfer - której również postanawia znaleźć odpowiedniego męża. Wtedy tez wychodzi na jaw wiele tajemnic i niespodziewanych zdarzeń, które nawet dla będącej zawsze na dobrze poinformowanej Emmy będą zaskoczeniem.

Kolejne związki i relacje, podstępy i miłosne uniesienia wszystko to w bardzo wyważony sposób prezentowane jest na ekranie. Nie zapomniano tu również by pokazać Emme jako kobietę z własnym zdaniem i charakterem. Bywa złośliwa i opryskliwa, czasami bez pohamowania potrafi wypowiedzieć wiele niemiłych słów jednak przy tym dobrze widać jej złożoność, bo w końcu nie jest tylko zwyczajną panienką, dla której liczą się jedynie bogactwa.

Debiut reżyserski Autumn de Wilde to przede wszystkim komedia romantyczna, a w niej dobre relacje między bohaterami, ale i przyjemna obsada. Aż milo się patrzy na Taylor-Joy w tytułowej roli. Z dumą i odpowiednią wyniosłością przechadza  się beztrosko, by co chwilę dorzucić  kolejny grymas, czy minę, a razem z Billem Nighy tworzą naprawdę zgrany duet ojca i córki.

Emma to lekka historia, na której przyjemnie zawiesić oko. Romansidło, które zadowala wizualnie kostiumami z epoki i polnymi krajobrazami, a chwile zabawy i dobre aktorskie kreacje dodają całości odpowiedniego uroku.


Patrycja Strempel


poniedziałek, 16 marca 2020


Sala Samobójców. Hejter (2020)
Reżyseria: Jan Komasa
Gatunek: Thriller
Premiera w Polsce: 6 marca 2020

Sala Samobjców Jana Komasy z 2011 roku była filmem, który jednych zachwycił (stając się dla niektórych filmem wręcz kultowym), a drugich rozczarował. Nikt jednak nie odmówił reżyserowi odwagi, ambicji i bezkompromisowego oraz świeżego mierzenia się z problemami współczesnego świata, nawet jeśli jego dzieło momentami nieznośnie ocierało się o banał.



Teraz na ekranach, niedługo po ogromnym sukcesie niezwykle udanego Bożego Ciała, na ekrany kin trafia kolejny film Jana Komasy, kontynuacja, choć nie bezpośrednia, jego przeboju z 2011 – Sala samobójców. Hejter.

Tomek, student prawa, zostaje wyrzucony z uczelni za dokonanie plagiatu. Ostatnią pogadankę z władzami uczelni wykorzystuje od zdobycia dedykacji od znanej profesor prawa. Wpis do książki sprytnie wykorzystuje, żeby zaimponować opłacającej mu stypendium dobrze sytuowanej warszawskiej rodzinie. A to początek parady manipulacji i kłamstw w wykonaniu Tomka. Dzięki cynizmowi, ale też sprytowi  i bucie, znajduje pracę w agencji PR, gdzie już przy pierwszym zleceniu szybko osiąga sukces niszczą karierę młodziutkiej fitinfluencerki. Bezlitosny Tomek wspina się po szczeblach kariery po drodze realizując swoją prywatną zemstę.

Motorem działań Tomka są jednak jego psychopatyczne skłonności (w każdym razie nie jedynie). Chłopak robi wszystko, aby uniknąć odrzucenia. Gdy dostaje się w świat eleganckich warszawskich elit, nie chce go opuścić, nawet gdy wie, że jest wyśmiewany i traktowany z góry.  Robi wszytko, aby przypodobać się wpływowym znajomym, a przy tym okrutnie nimi manipuluje. Obserwuje ich życie, zazdrości, że mają wszystko, czego zechcą, i nie chce wracać do rzeczywistości, w której skazany jest na ciężką pracę, która tak nie zapewni mu wszystkiego czego oczekuje od życia. Tomek to figura, która reprezentuje wszystkich tych, których mimo starań, rzeczywistość może skazać na marginalizację.

Cały świat dookoła głównego bohatera to tylko chodzące stereotypy, jednak dzięki reżyserowi i scenarzyście wszystko wzięte jest w nawias ironii, dzięki czemu nie jest to irytujące i żałosne,  a staje się założenie zabawne.

Sala samobójców. Hejter to też popis Macieja Musiałowskiego, aktora znanego bardziej z ról serialowych niż z dużego ekranu. W tym filmie kamera poświęca mu wiele czasu, skupia się  głównie na jego twarzy. A na niej rysują się tysiące uczuć. Emocje takie jak frustracja, żal, agresja, rozczarowanie płynnie przechodzą tu jedna w drugą. Być może ten film będzie dla tego aktora przepustką do kariery jaką poprzednia część była dla Jakuba Gierszała. Na drugim planie błyszczy Agata Kulesza, której postać Beaty Santorskiej łączy ten film z poprzednią częścią z 2011 roku. Jej bohaterka pozbawiona moralności, naznaczona przez życie okropną tragedią staje się z jednej strony partnerką Tomka w cynizmie, z drugiej strony jedną z jego ofiar.

Sala samobójców. Hejter to budzący emocje obraz o ludziach, którzy rzadko znajdują się w centrum zainteresowania. Jan Komasa pokazuje bez poczucia wyższości przyczyny wielu zjawisk, których wielu stara się nie zauważać, a przy tym stworzył po prostu dobry współczesny film, który chce się oglądać, mimo tego, że rzadko kiedy jego seans można nazwać przyjemnym.



Daniel Mierzwa

piątek, 13 marca 2020


Dżentelmeni (2019)
Reżyseria: Guy Ritchie
Gatunek: Kryminał / Akcja
Premiera w Polsce: 14 lutego 2020

Guy Ritchie to reżyser, który dał się lepiej poznać filmami z Sherlockiem w roli głównej, później w Legendzie o królu Arturze, aż do Alladyna spod znaku Disneya. Powraca jednak w wielkim stylu z iście gangsterskim filmem, którym wraca do swoich najlepszych korzeni.


Mickey - w tej roli znakomity Matthew McConaughey - jest szefem narkotykowego interesu. Szczęśliwie żyje wraz z piękną żoną, wielkimi pieniędzmi i dobrze prosperującym biznesem. Postanawia jednak odejść na emeryturę i sprzedać swoje wytwórnie trawki. Oczywiście obok takiej inwestycji nie może przejść obojętnie kilka z gangsterskich grup, a bohater pomimo że dokonał już wyboru swojego następcy, zmuszony jest przeanalizować wszystkie inne możliwości.

Całość historii Micky’ego to w zasadzie retrospekcja, będąca tłem dla narracji prowadzonej przez dziennikarza z najbliższym pomocnikiem bohatera. To właśnie ta dwójka - Hunnam i Grant - (poza scenami wybuchów i strzelanin) daje produkcji najwięcej energii. Ukryte intrygi, kolejne fakty i wątpliwości są rzucane w widza z ogromną prędkością. Kolejni bohaterowie pojawiają się, by za chwilę zniknąć ze sceny. Wszystko dzieje się w angażującym tempie i nawet chwilowe przestoje, nie wybudzają nas z czysto rozrywkowego seansu.

Reżyser świetnie wprowadza widza w ten gangsterski klimat. Wykorzystuje dobrze znane nam motywy, jednak można w nich poczuć niezwykłą świeżość, którą nie często możemy spotkać w kinie. Pozostawia wiele ukrytych śladów, dla bardziej  i mniej spostrzegawczych, będących nieśmiałym mrugnięciem oka i ukłonem w stronę innych filmowych produkcji. Z niezwykłym dystansem, ale zaraz klasą, oferuje Hugh Granta, którego zwykle kojarzymy z romantycznym klimatem komedii, tutaj swoim podstępnym emploi kradnie wiele scen ze swoim udziałem. Zresztą obsada Dżentelmenów to bardzo dobrze skrojona (niczym stroje bohaterów) ekipa.

Dżentelmeni to kino pełne werwy, energii i dobrej muzyki. Seans, którego się nie żałuje, a wręcz oczekuje kolejnych chwil zabawy w zaprezentowanym stylu. Film niepozbawiony przepychu, jednak oferowanego w wyjątkowo subtelny i zręczny sposób.


Patrycja Strempel

sobota, 29 lutego 2020


Sonic. Szybki jak błyskawica. (2020)
Reżyseria: Jeff Fowler
Gatunek: Animacja / Przygodowy
Premiera w Polsce: 28 lutego 2020

Produkcje Segi są kultowymi tytułami dla całych pokoleń graczy. A sztandarowy bohater ich produkcji - pewny siebie, niewiarygodnie szybki, humanoidalny jeż to postać, która ma miejsce w wielu sercach fanów gier i anime. Dlatego nie może dziwić próba zekranizowania zasłużonego tytułu jakim jest Sonic. Szybki jak błyskawica.


Fabuła Sonica… nie należy do oryginalnych. Tytułowy bohater zmuszony jest to ucieczki ze swojej planety na Ziemię. Tutaj żyje sobie spokojnie w swojej norce. Jednak tylko do czasu, aż na jego trop trafia doktor Robotnik. I to jest to dobry pretekst do historii, która polega na tym, że Sonic wykorzystuje swoją superprędkość do uciekania przez zakusami złowieszczego  naukowca, a przy okazji zdobywa prawdziwego przyjaciela w osobie dobrotliwego, ale niespełnionego policjanta Toma Wachowskiego.

Trudno oczekiwać porywającego i intrygującego scenariusza w filmie na podstawie gry, której fabuła nie należy do nazbyt skomplikowanych. Początek nie zapowiada olśniewającego widowiska, ale może zwiastować przyjemny seans. Wygląd generowanych komputerowo postaci jest w porządku (a mogło być zupełnie inaczej, bo po pierwszy, nieudany dizajn Sonica i wszystko, co się z nim wiązało, to wręcz temat na osobny film), potem jest nawet zabawnie (choć to poczucie humoru rodem z Disney Channel). Wraz z postępem fabuły robi się jednak coraz bardziej rozczarowująco. Bo wszystko okazuje się nudne, bo choć całość pędzi niczym tytułowy bohater, to ani przez moment nie angażuje. Bohaterowie są płascy (a większość zupełnie niepotrzebna), fabuła jest nielogiczna, a wszystkie wzruszenia wymuszone, a i żarty tracą polot.

Do plusów filmu można zaliczyć tylko występy James Madsen w roli Toma Wachowskiego – policjanta, który marzy o wykazaniu się bohaterstwem, co nie jest możliwe w sennej rzeczywistości jego rodzinnego miasteczka. . Nie jest w żadnym wypadku wybitna rola. To po prostu solidny występ na miarę kina familijnego. Dobrze wypada też Jim Carrey w roli dziwacznego doktora Robotnika. Specyficzna mająca zarówno fanów, jak i przeciwników maniera tego aktora całkiem dobrze sprawdza się w wypadku tej przerysowanej postaci.

Sonica… nie można uznać za udaną adaptację gry. To mdłe i nieciekawe kino familijne. A kilka udanych żartów i trafnie dobranych piosenek to zbyt mało, aby uznać ten za udaną (nawet niewymagającą) komedię dla całej rodziny.


Daniel Mierzwa

wtorek, 25 lutego 2020

Gorący temat  (2019)
Reżyseria: Jay Roach
Gatunek: Biograficzny, Dramat
Premiera w Polsce: 17 stycznia 2020

Sprawa Rogera Ailesa nie odbiła się w Europie takim echem, jak głośny skandal z udziałem Harveya Weinsteina, ale za oceanem obrzydliwe sprawki założyciela konserwatywnie sprofilowanego kanału Fox News oburzyły opinię publiczną. Działania Ailesa stały się kanwą scenariusza do filmu Gorący temat, który dotarł i na polskie ekrany kin.

Historię upadku (o ile tak można nazwać odejście z pracy z wielomilionową odprawą) Rogera Ailesa, potężnej postaci amerykańskich mediów i polityki, obserwujemy z perspektywy trzech bohaterek. Dwóch znanych dziennikarek, które są prawdziwymi postaciami. Pierwsza z nich to Gretchen Carlson, której oskarżenia były początkiem zawodowego końca Ailesa. A druga to Megyn Kelly niewątpliwa gwiazda Fox News. Trzecią z głównych bohaterek jest Kayla Pospisil, fikcyjna postać, która utożsamia wszystkie marzące o wielkiej karierze  i wykorzystane przez szefostwo pracownice tej telewizji.

Scenarzystą Gorącego tematu jest Charles Randolph, który kontynuuje tutaj zabiegi, zaprezentowane w znakomitym Big Short . Mamy ten sam dynamiczny montaż i zwracanie się prosto do widza. Niestety tym razem jego scenariusz nie trafił w ręce tak zdolnego reżysera jak poprzednio. Za kamerą stanął Jay Roach, który niestety nie potrafi utrzymać w ryzach tego stylu i szybko zmienia go w zwyczajną publicystykę. Równie szybko zapomina również o swoich bohaterkach, które mimo, że ciągle są na pierwszym planie, stają się tłem dla skandalu, a ich dramat przestaje być ich osobistą historią, a jest potem wyłącznie częścią składową afery.

Mocną stroną Gorącego tematu są znakomite aktorki w głównych rolach. Nicole Kidman i Charlize Theron odgrywają prawdziwe, niezwykle ciekawe i niejednoznaczne postaci. Ich bohaterki to kobiety sukcesu, których kariery kosztowały jednak wiele upokorzeń. W końcu gotowe są jednak, aby zawalczyć o godność swoją i swoich koleżanek z pracy. Dzięki grze aktorek postacie te zyskują wiele wymiarów. Jesteśmy dzięki nim w stanie zrozumieć każdą z decyzji bohaterek. Popis daje również Margot Robbie. Kayla w jej wykonaniu to kobieta nieco zagubiona, ale marząca o karierze. Próbuje naśladować swoje bardziej doświadczone koleżanki,  nie potrafiąc się jednak obronić przed wszystkimi zagrożeniami, jakie czają się na nią w gabinetach jej przełożonych. I to właśnie dzięki jej grze, mimice i ruchach, dyskomfort jaki odczuwa jej bohaterka podczas sceny w biurze Aisle’a udziela się nawet widzom.

Warto również docenić charakteryzację. Na pierwszy rzut oka twarze głównych bohaterek mogą przypominać nieco upiorne manekiny. Jednak co może być nieco przerażające tak właśnie prezentują się odgrywane przez nie gwiazdy amerykańskiej telewizji.

Gorący temat mógł być naprawdę gorącym kinowym przebojem i zdobywcą licznych nagród. Niestety pomimo ważnej i interesującej tematyki, niezłego scenariusza i znakomitej obsady, cały film został położony przez niezbyt udaną reżyserię. Przez to całość wyszła co najwyżej letniawo.


Daniel Mierzwa

czwartek, 20 lutego 2020

Ptaki Nocy (i fantastyczna emancypacja pewnej Harley Quinn)

Reżyseria: Cathy Yan
Gatunek: Akcja, Sci-Fi
Premiera w Polsce: 7 lutego 2020

W nie do końca udanej, ale niewątpliwie zabawnej animacji Młodzi Tytani: Akcja! Film  bohaterowie w oczekiwaniu na seans premiowego filmu o nowych przygodach Batmana oglądają zwiastuny kolejnych filmów z jego uniwersum. Wśród zapowiedzianych produkcji znalazły się obrazy o losach Alfreda,  Batmobilu, a nawet bojowego pasa Batmana. Rzeczywistość wygląda całkiem podobnie i powstają coraz to kolejne filmy o postaciach znanych z komiksów DC. I tak to kin trafiły Ptaki Nocy (i fantastyczna emancypacja pewnej Harley Quinn), skupione na losach szalonej byłej partnerki Jokera, która ostatecznie zamyka związany z nim rozdział życia eksplozją w zakładach Ace Chemicals.

Po rozstaniu z swoim „Pączusiem” pozycja Harley Quinn w świecie największych nikczemników w Gotham mocno ucierpiała. Okazuje się ze nie jest najbardziej lubianą osobą w mieście i  stanowczo więcej osób życzy jej śmierci (i często nie kończą wyłącznie na życzeniach), niż pragnie się z nią zaprzyjaźnić. A szczególnie cięty na zakręconą bohaterkę jest Roman Sionis, zmanierowany, bogaty, zwariowany na punkcie zrywania skory z twarzy i trzęsący półświatkiem Gotham zbir znany jako Czarna Maska, który  oprócz Harley Quinn ma też na oku pewien bardzo cenny brylant.

Choć tytuł wskazuje, że ma to być historia emancypacji Harley Quinn i jej drogi do niezależności zarówno w świecie złoczyńców jak i w życiu prywatnym, jest to raczej opowieść o próbie odzyskania szacunku do samej siebie poprzez przemoc, która wypada raczej blado z powodu chaotycznego scenariusza i reżyserii Cathy Yen, która chyba zbyt wiele razy oglądała kinowe wyczyny Deadpoola. Całość na swoje barki bierze Margot Robbie, która bawi się swoją rolą, co ratuje marne dialogi i z niezbyt angażującą fabułę.

Harley Quinn towarzysza również inne bohaterki, jednak mimo potencjału są zupełnie nieciekawe i być może bez ich udziału byłoby może nieco lepiej, bo fabularny bałagan aż tak by się nie rozpanoszył. Black Canary po prostu na ekranie jest, a gdy używa swojego nadzwyczajnego głosu, zamiast podziwu dla jej supermocy, można jedynie odczuć zażenowanie. Renee Montoya-  niedoceniana policjantka, jest tylko powodem do kilku gagów o policjantach, a młoda złodziejka Cassandra Cain, która odpowiada na kradzież bardzo pożądanej błyskotki, nie wnosi żadnego interesującego wątku (chyba, że kogoś interesują tematy związane ze środkami na przeczyszczenie). Postacią posiadającą ciekawą historię jest Łowczyni (i tak zapamiętacie ją jako Zabójcę z Kuszą), ale poza interesującym tłem nie ma wiele wartego uwagi w tej bohaterce. Irytujący jest też Ewan McGregor, którego przerysowany bohater ma wyraźny komiksowy rys, uroczy styl ubierania i niejasne relacje ze swoim pomagierem.

Być może całość wypadła by lepiej, gdyby skupiła się bardziej na przeżyciach Harley Quinn niż na budowaniu na siłę pełnego akcji filmu wypełnionego komiksowa przemocą. Bo niewątpliwe Ptaki Nocy (i fantastyczna emancypacja pewnej Harley Quinn) to potężna, pędząca z zawrotność prędkością rozrywkowa maszyna, która nie została jednak zbyt dobrze naoliwiona.



Daniel Mierzwa

wtorek, 18 lutego 2020

Matthias i Maxime (2019)

Reżyseria: Xavier Dolan
Gatunek: Dramat
Premiera w Polsce: 21 lutego 2020

Xavier Dolan zabłysnął już jako nastolatek swoim nieco pretensjonalnym, ale bardzo świeżym i intrygującym debiutem. Następnie kręcił prawie co roku nowy film. Jedne z nich ocierały się o geniusz (jak mistrzowska Mama) i zdobywały liczne nagrody, ale na koncie ma i taki i, który według krytyków słusznie został przemilczany (The Death and Life of John F. Donovan). Sam grał też mniejsze lub większe role u innych twórców. Aktualnie w kinach możemy obejrzeć jego najnowszy film, ciepło przyjęty na festiwalu w Cannes - Matthias i Maxime.


W swoim najnowszym filmie Dolan wraca do rodzinnego Montrealu i jak na początku swojej kariery obsadza się w głównej roli. Tym razem tytułowego Maxime’a – młodego mężczyzny z niełatwą przeszłością, trudną sytuacją rodzinną i raczej bez świetlanej przyszłości. Ma na twarzy znamię, ciągnące się od kącika oka po policzku, jakby płakał krwią i  fryzurę  daleką od dobrze ułożonych włosów bohaterów Zabiłem swoją matkę czy Wyśnionych miłości. Maxime planuje wyjazd na drugi koniec świata - do Australii. To wystawia na próbę jego relacje z Matthiasem, z którym przyjaźni się od najmłodszych lat. Wydaje się on być przeciwieństwem Maxime’a, dobrze ubrany, robiący karierę, będący w stabilnym związku i w dobrych relacjach ze swoją matka.

Ostanie wspólnie spędzone dni przed wyjazdem Maxa stają się czasem pożegnalnych imprez. Na jednej z nich w skutek przegranego zakładu, Max i Matt odgrywają scenę pocałunku na potrzeby filmu siostry jednego z ich przyjaciół. To wydarzenie sprawia, że obaj będą musieli się zastanowić nad swoją relacją.

Xavier Dolan znów tworzy kameralny rozedrgany  obraz, intymny nastrój, który dzięki wykorzystaniu takich chwytów jak liczne ujęcia przez okna, sprawiają, że czujemy się wręcz jak podglądacze, którzy obserwują subtelne zmiany w uczuciu, które łączy dwójkę głównych bohaterów i to jak emocje wpływają na ich relacje z bliskimi im ludźmi.

Dolan skupia się na postaciach Maxa i Matta, obserwujmy jednak też ich bliskich i przyjaciół. Dzięki temu tworzy kapitalny, przepełniony błyskotliwi dialogami, muzyką i emocjami portret swojego pokolenia. Widzimy typowych dla początku jego twórczości bohaterów, tym razem jednak dojrzalszych i mierzących się z innymi problemami, tymi które niesie za sobą dorosłość, Dolan pokazuje nam jak trudno podjąć pewnie decyzje,  i że nawet mając trzydziestkę na karku ma się prawo nie wiedzieć kim się jest i czego się pragnie od życia. Odważnie zdaję się mówić, że tak właściwie nie zna odpowiedzi na żadne pytanie jakie stawia w tym filmie, przekonany jest jednak o sile przyjaźni, która przetrwa wszystko i ze wszystkim pozwoli się uporać, lub chociaż pogodzić.

Mamy tutaj nieco mniej konfekcji, do której Dolan zdążył nas już przyzwyczaić, wciąż jednak mamy skomplikowane relacje, płomienne uczucia, opadające liście i Anne Dorval (która jednak pojawia się na ekranie nieco krócej niż zwykle). Matthias i Maxime to udany, poruszający obraz o miłości, przyjaźni i  blaskach i cieniach młodości, która musi się coraz częściej mierzyć z problemami dorosłości.


Daniel Mierzwa

sobota, 15 lutego 2020

Małe kobietki (2020)
Reżyseria: Greta Gerwig
Gatunek: Melodramat
Premiera w Polsce: 31 stycznia 2020

Dzięki realistycznej fabule, ciekawym postaciom i sporej dawce humoru Małe kobietki Louisy May Alcott stały się powieścią, która skradła serca wielu pokoleń młodych (i nieco starszych) czytelniczek. Dzięki swojej popularności nieraz trafia w filmowej adaptacji na ekrany kin i telewizorów. Tym razem za kamerą stanęła Greta Gerwig, która sama zalicza się do fanek tej książki.


Fabuła Małych kobietek to rozłożona na lata historia czterech sióstr March. Dziewcząt o odmiennych pragnieniach i planach, które łączy jednak wielka miłość. Główną bohaterkę Jo March poznajemy w 1898 roku, kiedy pracuje jako nauczycielka w Nowym Jorku. Choroba siostry zmusza ją do powrotu do rodzinnego Concord. Wraca w rodzinne strony, ale wraca też myślami do minionych lat, które spędzała z siostrami, matką i uroczym sąsiadem Lauriem na oczekiwaniu powrotu ojca z wojny secesyjnej.

Małe kobietki to opowieść o poszukiwaniu swojego szczęścia i spełnianiu swoich marzeń przez młode kobiety, w czasach (o czym wielokrotnie mówią bohaterki filmu), kiedy rola kobiety była jasno zdefiniowana i nie mogła mieć ona zbyt wielu oczekiwania w kwestii realizacji własnych pasji i planów. Mogą wyłącznie jak stwierdza przyszły wydawca książki Jo, wyjść za mąż lub umrzeć. Małe kobietki to jednak nie tylko wyłącznie film o emancypacji. To przede wszystkim film o siostrzanej miłości, wielkiej przyjaźni i sile rodzinnych więzów.

Tego, że Greta Gerwig znakomicie wybrnie z zadania realizacji filmu na taki temat można było się spodziewać.  W końcu już w Lady Bird pokazała, że interesuje ją dorastanie niezależnej młodej kobiety. Tym razem dostała okazję,  aby zestawić podobną postać z bohaterkami o innych postawach. i to zapewnie dzięki jej reżyserii całość wybrzmiewa świeżo, mimo że to kolejna adaptacja popularnej książki. Spora też w tym zasługa młodych, ale już świetnie znanych aktorek w rolach sióstr March. Saorise Ronan, której chyba już nikomu nie trzeba przedstawiać, Florence Pugh, która świetnie zagrała w przebojowym horrorze Midsommar, Emma Watson, która już dawno udowodniła, że jest nie tylko Hermioną i Eliza Scanlen z rolą w znakomicie ocenionym serialu Ostre przedmioty, tworzą skomplikowane, interesujące i wiarygodne postacie.  A na drugim planie partnerują im świetni: energiczna Laura Dern, Timothee Chalamet, którego to kolejna udana rola, nieoczywiście obsadzony Louis Garel, James Norton , którego ostatnio mogliśmy oglądać w Obywatelu Jonesie, legendarna Meryl Streep.

Cała historia wydaje się nieco naiwna i nie można nazwać jej porywającą, to jednak w każdej scenie tkwi ogromna ilość emocji. Mamy sporo radości, wiele smutku, liczne rozczarowania i potężne wzruszenia, a każde z tych uczuć dzięki reżyserii Grety Gerwig i znakomitej grze obsady udziela się widzom. Dzięki temu ta adaptacja jest zupełnie taka jak jej książkowy oryginał – pełna ciepła, humoru i wciągająca od początku do końca.


Daniel Mierzwa

niedziela, 2 lutego 2020


PROXIMA 2019
Reżyseria: Alice Winocour
Gatunek: Dramat, Akcja
Premiera w Polsce: 24 stycznia 2020

Filmy o kosmicznej tematyce zwykle cieszą się dużą popularnością i zainteresowaniem. Lubimy na ekranie oglądać to co potencjalnie nieosiągalne i tajemnicze, dodatkową zaletą bywa również silny bohater, angażujące rodzinne więzi i zawodowe ambicje. To wszystko możemy aktualnie oglądać w filmie Alice Winocour, która poprzednio zauroczyła nas scenariuszem do filmu Mustang, a tym razem  buduje napięcie w produkcji Evą Green w roli głównej.


Proxima pomimo swoich kosmicznych motywów dotyka raczej przyziemnej tematyki. Jego bohaterka – Sara, zostaje wybrana do podstawowego składu międzynarodowej misji kosmicznej. Związane jest to oczywiście z niezwykle wyczerpującym treningiem i wielkim zaangażowaniem z jej strony. Kosmos jest jednak wielkim, dziecięcym marzeniem bohaterki, dlatego robi wszystko by dorównać pozostałym członkom załogi. Jako jedyna kobieta musi wykazać się wyjątkowym poświęceniem, które dodatkowo komplikuje bardzo bliska relacja z córką. Sara przygotowuje się do wyjazdu do rosyjskiej bazy, gdzie ma przechodzić kolejne próby, przed samym startem, w tym czasie córką zajmuje się jej były mąż. Chwile z rodziną są niezwykle emocjonalne, nasuwają również wiele wątpliwości, co do utrzymania ziemskich relacji w czasie kosmicznej podróży.

Reżyserka bardzo podkreśla, jak ważne są dla niej emocje. Na nich zbudowana jest cała fabuła, która pozbawiona jest większych zaskoczeń. Jest to jednak obraz, który bardzo sprawnie pokazuje, jak ciężko kobiecie odnaleźć się w świecie zdominowanym przez mężczyzn. Ważną rolę odgrywają w tych momentach pozostali członkowie załogi Sary, w szczególności Mike, któremu początkowo ciężko docenić umiejętności bohaterki.

Proxima oferuje wiele stereotypów i momentami scenariuszowej nudy, jednak w całości produkcji można odnaleźć pełne emocji chwile i angażujące relacje, które z wyczuciem i  dozą umiaru przekazywane są widzowi. Przedstawia historię niezwykle ziemską, jednak z ogromem kosmosu w tle.


Patrycja Strempel


sobota, 1 lutego 2020


1917 (2019)
Reżyseria: Sam Mendes
Gatunek: Dramat, Wojenny
Premiera w Polsce: 24 stycznia 2020

Sam Mendes zabłysnął jako twórca genialnego Pięknego umysłu obsypanego deszczem nagród. Później jego gwiazda jednak nieco przygasła a on został etatowym reżyserem nowych przygód Jamesa Bonda. Teraz powraca z autorskim filmem opartym o wspomnienia swojego dziadka z frontu I wojny światowej - 1917.

Dwóch młodych żołnierzy wierzących w to, że wojna może przynieść chwałę - Blake i zmęczony wojenną zawieruchą Schofield otrzymują zadanie dostarczenia rozkazu o zaniechaniu ataku do pułkownika Mackenziego. Jeśli ich misja się powiedzie ocalone zostanie życie tysiąca sześciuset brytyjskich żołnierzy, w tym brata Blake’a. W innym wypadku czeka ich pewna śmierć. Jednak przedarcie się przez pas ziemi niczyjej okaże się wymagającym zadaniem.

Sam Mendes w swoim najnowszym filmie korzysta z dorobku kina wojennego. Odziera jednak wojnę ze wszelkiego romantyzmu. Co prawda pokazuje, że jest ona okazją do zyskania chwały, ale przede wszystkim piekłem pełnym krwi, błota, bólu i rezygnacji. Żołnierze są zmęczeni, a dowódcy sfrustrowani. Jest miejsce na bohaterstwo, ale okupione jest ono ofiarami i niewyobrażalnym zmęczeniem.

1917 to niezwykle przejmujący obraz, co zawdzięcza mistrzowskiej pracy kamery Rogera Deakinsa, który kolejny raz udowadnia, że w swoim fachu jest prawdziwym mistrzem. Kamera śledzi tutaj głównego bohatera nadając wszystkiemu dokumentalnego sznytu i mocno podkreślając pełną napięcia atmosferę. Znakomicie na klimat filmu wpływa trafiona w punkt muzyka Thomas Newmana.

Na pochwały zasługuje również obsada. Znakomicie spisuje się obsadzony w głównej roli George McKay (którego można pamiętać z Captain Fantastic), który świetnie radzi sobie z tym, że kamera skupiona jest na nim przez większość filmu, a jego postać jest zniuansowana i potrafi to pokazać, mimo niewielu kwestii mówionych. Dobrze spisuje się również drugi plan, na którym błyszczy przede wszystkim Dean-Charles Chapman (znany z Gry o tron) jako Blake, dystyngowany Colin Firth W roli generała Erinmore'a i pełen napięcia Benedict Cumberbatch jako pułkownik Mackenzie.

Dzięki 1917 Sam Mendes wraca do grona najzdolniejszych reżyserów. A jego najnowszy film to jeden z najbardziej udanych filmów wojennych ostatnich lat, który obrazuje piekło militarnego konfliktu.



Daniel Mierzwa


środa, 22 stycznia 2020


Dwóch Papieży 2019
Reżyseria: Fernando Meirelles
Gatunek: Dramat, Religijny
Premiera w Polsce: 13 grudnia 2019

Historia Dwóch Papieży to zdecydowanie opowieść bardzo współczesna. Netflix kolejny raz z odwagą podejmuje się stworzenia swojej produkcji, i podobnie jak w przypadku Historii małżeńskiej oferuje bardzo dobre kino.


Reżyser - Fernando Meirelles – skupia się tutaj przede wszystkim na dwóch wydarzeniach z naszej historii, jakimi były wybory nowych papieży. W 2005 roku po śmierci Jana Pawła II, gdy na czele Kościoła staje pochodzący z Niemiec Ratzinger i później z 2013, gdy papieżem zostaje kardynał Bergoglio. Reżyser sprawnie porusza się wśród wydarzeń zarówno z historii obu duchownych, ale także skupia się na chwilach, które bezpośrednio dotyczyły ich wspólnej historii. Szczególnie istotny jest tutaj rok 2012, gdy arcybiskup Buenos Aires, niezadowolony z obecnej sytuacji Kościoła zwraca się do ówczesnego papieża z prośbą o rezygnację, a Benedykt XVI wzywa go do Rzymu. Mężczyźni prowadzą liczne rozmowy o tradycjach, ich przestrzeganiu i obecnej sytuacji Kościoła. Wtedy też rozpoczyna się walka charakterów i zdań pomiędzy konserwatywnym Ratzingera z dążącym do zmian, liberalnym Bergoglio. Kolejne wymiany zdań stają się impulsem do decyzji Benedykta o abdykacji (której nie odważył się ogłosić żaden z jego poprzedników od ponad 700 lat).

Na ekranie możemy obserwować wiele aktorskich popisów duetu Anthony’ego Hopkinsa jako Papieża Benedykta XIV oraz Jonathana Pryce’a – papieża Franciszka. Dobrze prezentują się w chwilach poważnych rozmów, a jeszcze lepiej w pełnych humoru epizodów. Zresztą całość produkcji pełna dobrych dialogów i inteligentnych historii. Wiele tutaj wspomnień, retrospektyw czy chwil z młodych lat  Bergoglio w Argentynie. Do końca nie wiemy. ile z przedstawionych w filmie rozmów odbyła się naprawdę, jednak dobrze możemy tutaj poznać obu bohaterów i sami zweryfikować co mogło, lub nie, być prawdą.

Dwóch Papieży to bardzo dobrze przygotowany seans, który inteligentnie łączy dobrze nam znane fakty, z tymi, których możemy nie do końca być pewni. Zdecydowanie jest to popis dwóch aktorów, którym  towarzyszy wizualna perfekcja i fabularne smaczki.


Patrycja Strempel

sobota, 18 stycznia 2020

Jak zostałem gangsterem. Historia prawdziwa (2020)
Reżyseria: Maciej Kawulski
Gatunek: Sensacyjny 
Premiera w Polsce: 3 stycznia 2020

Jak zostałem gangsterem brzmi jak tytuł książki, którą reklamowano by jako bestseller, ale bardzo szybko dałoby się ją znaleźć w dyskoncie w koszu w towarzystwie wydawnictw pokroju 101 przepisów na ciasta z jagodami  i Jak uczynić swoje życie lepszym bez wychodzenia z domu. Być może dlatego producenci najnowszego filmu Macieja Kawulskiego (w tym on sam) postanowili dodać do tego Historia prawdziwa. A wiadomo, że nic nie sprzedaje się tak dobrze jak prawda, a zwłaszcza prawda ekranu.


Głównemu bohaterowi towarzyszymy od lat 70., kiedy to nie jest jeszcze odzianym w skórę gangsterem, a jedynie niesfornym chłopakiem. Ubrany w poczucie humoru wstęp o dziecięcych latach, szybko przechodzi w opowieść o inicjacjach na nowej, przestępczej drodze życia (z epizodem w stylizacji na Stana Borysa). Gangsterska kariera się rozwija, a w życiu bohatera pojawia się miłość – wiążę się w nieświadomą tego, że prowadzi podwójne życie (czy te kobiety w filmach kiedyś zmądrzeją?!), młodziutką pięknością o niewinnej twarzy Natalii Schroeder. Oczywiście jednak życie gangstera to jednak zarówno wzloty, jak i upadki.
Jak zostałem gangsterem. Historia prawdziwa to w żadnym wypadku nie jest poważny film o mrocznych stronach przestępczej działalności (choć podejmuje takie próby zawsze kończy się to melodramatyzmem i jakimiś mądrościami, które mogły by być podpisami do czarno-białych zdjęć na fanpejdżu z łobuzem w nazwie), a jedynie rozrywkowym kinem, które ma tyle samo zalet, co wad. Całość mogłaby wypaść znaczne lepiej, gdyby nie scenariusz. Jego autor – Kacper Gureczny- mający w dorobku głownie scenariusze seriali, i to raczej takie, które zaginęły, gdzieś w mrocznych archiwach stacji telewizyjnych, sprawia wrażenie, że bardziej jednak czuje gry spod znaku GTA niż wielkie kino. Irytuje też praca kamery. Przez stanowczo zbyt dużą część seansu ma się poczucie jazdy na karuzeli. Mieszane uczucie można mieć w kwestii pojawiających się w tle piosenek. Hitowe przeboje wpadają w ucho i chętnie się nuci ten gatunkowi miszmasz, zmieniają one jednak sceny w teledyskowe wstawki. Jak zostałem gangsterem… ma też silne punkty. Przede wszystkim aktorskie kreacje. Marcin Kowalczyk kolejny raz udowadnia, że jest dobrym aktorem i wykorzystuje cały potencjał postaci, którą gra. Popis daje też Tomasz Włosok (ale i tak nie można zapomnieć, że grał w absolutnie złym filmie Diablo. Wyścig o wszystko). Jego rola Waldena, bliska przeszarżowaniu, jest całkowicie spójna, jego bohater przechodzi przemianę, a na żadnym z jej etapów nie czuć fałszu. Jeśli chodzi o kobiece role nie są one zbyt rozbudowane. Dobrze jak na debiutantkę wypada Natalia Schroeder, natomiast Natalia Siwiec robi na ekranie to, czego pewnie wielu się spodziewa. Na pochwałę zasługuje też tworzenie ekranowego świata. Wszystkie elementy są dopracowane, spójne, a twórcom udaje się unikać wpadek.
Jak zostałem gangsterem. Historia prawdziwa to film, który można traktować jako niezobowiązującą rozrywkę, i lepiej nie podchodzić do niego w jakikolwiek inny sposób, bo bardzo łatwo o rozczarowanie.


Daniel Mierzwa

sobota, 11 stycznia 2020

Judy (2019)
Reżyseria: Rupert Goold
Gatunek: Biograficzny, Dramat, Musical
Premiera w Polsce: 3 stycznia 2020

Jeśli ktoś zasłużył na miano ikony kina to niewątpliwie jest to Judy Garland. Na scenie pojawiała się już od dziecka, zdobywała liczne nagrody i nominacje, a Czarnoksiężnik z krainy Oz z jej najważniejszą chyba rolą stał się jednym z filmów, który zdefiniował współczesne kino, a piosenka Over the Rainbow, którą w nim wykonuje znana jest chyba każdemu. Także jej życie prywatne godne było gwiazdy Hollywood, liczne małżeństwa i rozwody, próba samobójcza i problemy rodzinne.


Judy skupia się na końcówce kariery, a także życia Garland. Aktorka, której kariera w USA podupada i ciągnie się na nią reputacja niestabilnej alkoholiczki, decyduje się opuścić na jakiś czas swoje dzieci i zostawić je pod opieką ich męża i wyruszyć do Wielkiej Brytanii. W Londynie, gdzie występuje, wciąż ma oddane i liczne grono fanów, a wszędzie traktowana jest jak wielka gwiazda. Niestety Judy Garland ma również inne problemy niż gasnąca kariera i nie opuszczają jej wraz z jej przenosinami do stolicy Wielkiej Brytanii.

W Judy poznajemy tytułową bohaterkę, gdy najlepsze lata ma już za sobą. Jest wypalona i psychicznie zniszczona, próbuje jeszcze ratować swoją karierę i relacje z jej bliskimi. Wyjazd do Londynu ma być dla niej szansą na odbicie się od dnia i zapewnienie sobie bezpiecznej przyszłości. Jednak nałogi i traumy z lat dzieciństwa i młodości nie pozwalają jej odzyskać psychicznej równowagi. Judy często towarzyszą retrospekcję z najlepszych lat jej kariery, nie są to jednak wspomnienia momentów jej zawodowej chwały, a jedynie przypominają jej się rozliczne przykrości, ciemne strony sławy i wykorzystywanie przez wytwórnię filmową. Judy próbuje się od nich uwolnić, i mimo pomocy innych nie potrafi tego zrobić.

Judy jest popisem Renee Zellweger, aktorki, która ma na koncie sporo znakomitych ról, jednak od dobrych paru lat na czołówkach portali i gazet gości raczej z powodu dziwnych zmian rysów twarzy niż aktorskich osiągnięć. Dlatego ta rola, postaci uwielbianej do dzisiaj, a przy tym dosyć skomplikowanej, jest dla niej tym czy dla Judy Garland był wyjazd na koncerty do Londynu, na odbudowanie kariery, a dla widzów szansą na ponownie docenienie Zellweger po latach gorszej passy.  Kamera skupiona jest na Renee Zellweger przez znaczą część ekranowego czasu. Aktorka  znakomicie odnajduje się w każdej ekranowej sytuacji. A jej mimika (mimo wątpliwości jakie można by mieć śledząc zmiany na twarzy Zellweger w plotkarskich portalach) oddaje wszystkie stany emocjonalne postaci. Zellweger w nastroszonej fryzurze potrafi być ciepła i życzliwa, aby nagle stać się uwikłaną w szponach nałogu egoistką, raz być czułą matką, a raz nieznośną artystką, wiarygodna pozostaje zarówno w wieczorowych sukniach, jaki i szlafroku.  Po prostu znakomita rola!

Sam film opiera się na dwóch filarach – ciekawej postaci, o której opowiada i wybitnej aktorskiej kreacji w roli głównej. Cała reszta jest zrobiona solidnie, ale bez fajerwerków. Scenariusz  unika dłużyzn, pokazuje Judy Garland w różnych sytuacjach, ale też zawsze blisko mu do sztampowych filmów biograficznych. Dobrze radzą sobie aktorzy na drugim planie (w tym bardzo solidna Jesse Buckley), bardzo dobre wrażenie robi scenografia i kostiumy. Całość niestety w żadnym momencie nie wychodzi poza biograficzne kino, jakie dobrze znamy.

Judy Garland, prawdziwa ikona kina, zasłużyła na tak dobrą kreację odtwarzającej ją aktorki, zasłużyła też, niestety, na znacznie lepszy film.


Daniel Mierzwa