sobota, 29 lutego 2020

Sonic. Szybki jak błyskawica. (2020) - recenzja

Brak komentarzy:
 

Sonic. Szybki jak błyskawica. (2020)
Reżyseria: Jeff Fowler
Gatunek: Animacja / Przygodowy
Premiera w Polsce: 28 lutego 2020

Produkcje Segi są kultowymi tytułami dla całych pokoleń graczy. A sztandarowy bohater ich produkcji - pewny siebie, niewiarygodnie szybki, humanoidalny jeż to postać, która ma miejsce w wielu sercach fanów gier i anime. Dlatego nie może dziwić próba zekranizowania zasłużonego tytułu jakim jest Sonic. Szybki jak błyskawica.


Fabuła Sonica… nie należy do oryginalnych. Tytułowy bohater zmuszony jest to ucieczki ze swojej planety na Ziemię. Tutaj żyje sobie spokojnie w swojej norce. Jednak tylko do czasu, aż na jego trop trafia doktor Robotnik. I to jest to dobry pretekst do historii, która polega na tym, że Sonic wykorzystuje swoją superprędkość do uciekania przez zakusami złowieszczego  naukowca, a przy okazji zdobywa prawdziwego przyjaciela w osobie dobrotliwego, ale niespełnionego policjanta Toma Wachowskiego.

Trudno oczekiwać porywającego i intrygującego scenariusza w filmie na podstawie gry, której fabuła nie należy do nazbyt skomplikowanych. Początek nie zapowiada olśniewającego widowiska, ale może zwiastować przyjemny seans. Wygląd generowanych komputerowo postaci jest w porządku (a mogło być zupełnie inaczej, bo po pierwszy, nieudany dizajn Sonica i wszystko, co się z nim wiązało, to wręcz temat na osobny film), potem jest nawet zabawnie (choć to poczucie humoru rodem z Disney Channel). Wraz z postępem fabuły robi się jednak coraz bardziej rozczarowująco. Bo wszystko okazuje się nudne, bo choć całość pędzi niczym tytułowy bohater, to ani przez moment nie angażuje. Bohaterowie są płascy (a większość zupełnie niepotrzebna), fabuła jest nielogiczna, a wszystkie wzruszenia wymuszone, a i żarty tracą polot.

Do plusów filmu można zaliczyć tylko występy James Madsen w roli Toma Wachowskiego – policjanta, który marzy o wykazaniu się bohaterstwem, co nie jest możliwe w sennej rzeczywistości jego rodzinnego miasteczka. . Nie jest w żadnym wypadku wybitna rola. To po prostu solidny występ na miarę kina familijnego. Dobrze wypada też Jim Carrey w roli dziwacznego doktora Robotnika. Specyficzna mająca zarówno fanów, jak i przeciwników maniera tego aktora całkiem dobrze sprawdza się w wypadku tej przerysowanej postaci.

Sonica… nie można uznać za udaną adaptację gry. To mdłe i nieciekawe kino familijne. A kilka udanych żartów i trafnie dobranych piosenek to zbyt mało, aby uznać ten za udaną (nawet niewymagającą) komedię dla całej rodziny.


Daniel Mierzwa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz