sobota, 29 września 2018

Johnny English: Nokaut (2018)

Reżyseria: David Kerr
Gatunek: Komedia, Szpiegowski
Premiera w Polsce: 21 września 2018

Widzowie po raz trzeci mają okazję oglądać jednego z najbardziej niezdarnych brytyjskich tajnych agentów – Johnny’ego English. W tę postać kolejny raz wciela się Rowan Atkinson, który pomimo nieoszczędzającego go czasu, ponownie pajacuje na ekranie, starając się za wszelką cenę swoim roztargnieniem rozbawiać widownię.


Johnny English: Nokaut jak poprzednie filmy z serii utrzymany jest w charakterze komedii kryminalnej, szczególnie nawiązującej do innego agenta, który służył jej królewskiej mości, jednak nie w tak rozrywkowy sposób. Tym razem aktor - znany przede wszystkim ze swojej już niemalże kultowej roli Jasia Fasoli - będzie musiał zmierzyć się z hakerem i poważnym cyberatakiem w Wielkiej Brytanii. Zdemaskowani zostali wszyscy najlepsi agenci, wiec English zmuszony jest do powrotu z emerytury, podczas której uczy w szkole geografii, nie zapominając przy tym również przekazać dzieciom podstawowych umiejętności związanych z szpiegostwem i kulturą charakterystyczną Brytyjczykom. Wraz z Bough – swoim współpracownikiem,  rusza w pogoń za przestępcą, nie omijając przy tym licznych kłopotów.

Dla fanów Atkinsona jest to świetny czas na oglądanie aktora w dobrej formie po latach. Jednak na jego zadowalającym występie całość pozytywnych aspektów się kończy, a widz otrzymuje jedynie zlepek zabawnych scenek, którym brak polotu, lekkości i przede wszystkim wsparcia w postaci dobrego scenariusza. Reżyser serwuje tandetną rozrywkę, która niestety oparta jest jedynie na potknięciach bohaterów i ich niezdarności. Brak w filmie oczekiwanej świeżości lub przynajmniej poziomu utrzymywanego w poprzednich częściach. Filmu nie ratuje nawet zwykle perfekcyjna Emma Thompson, która w tym przypadku jedynie z paniką w oczach przetacza się pomiędzy scenami.

Johnny English: Nokaut to zdecydowany cios w twarz dla szukających wyrafinowanej rozrywki widzów. Obietnica pełnego żartów seansu zakończona kiczem i niedopracowanym scenariuszem.


Patrycja Strempel


czwartek, 27 września 2018


Kamerdyner (2018)

Reżyseria: Filip Bajon
Gatunek: Dramat historyczny
Premiera w Polsce: 21 września 2018

Miło podczas filmu odpłynąć wspomnieniami do plenerów, gdzie spędzało się jedne z bardziej udanych wakacyjnych chwil, a jeszcze milej, gdy oglądając polską produkcję poczujemy zadziwiający powiew świeżości, który urozmaicony klimatem i kostiumami z dawnych lat, oferuje seans, o którym nie chce się zapominać.


Kamerdyner to historia rozgrywająca się niemal przez 50 lat, splatająca losy Polaków, Niemców i Kaszubów. Rozpoczyna się od narodzin głównego bohatera Mateusza, zaraz po których umiera jego matka, on zaś trafia na wychowanie do zamożnej rodziny Kraussów, gdzie dorasta razem z Kurtem oraz Maritą. Od początku widać dystans i społeczne poniżanie bohatera ze strony niektórych członków rodziny. Szczególnie uwidaczniają się one, gdy Mateusz i Marita zakochują się w sobie, a ich związek staje się niekorzystny dla zamożnej rodziny. Akcja lawiruje pomiędzy latami spokoju, czy powojennej beztroski, chwilami niepewności i niebezpieczeństwa.

Reżyser co rusz rozwija kolejny wątek, jednak ich mnogość nie przeszkadza, a wyjątkowo dobrze prowadzone, dodają scenariuszowi jakości. Produkcja łączy wiele różnorodnych elementów od romansu, przez rodzinne relacje, aż do dwóch wojen i angażujących scen batalistycznych. W tym wszystkim dobrze odnajduje się również obsada, Sebastian Fabiański w roli Mateusza wypada naprawdę dobrze, ale to drugi plan robi całość produkcji. Świetny Olbrychski, dobry Woronowicz i jeszcze lepszy Gajos, wielu znakomitych aktorów daje popisy swojego talentu, z zaangażowaniem wcielając się co raz to starsze wersje swoich bohaterów.

Kamerdyner to film jakich niewiele jest w polskiej kinematografii. Reżyser z rozmachem podszedł do całości produkcji nadając jej dzięki temu odpowiedniej jakości. To dobrze poprowadzona fabuła, która świetnie współgra z bohaterami, przemyślany scenariusz robiący pozytywne wrażenie


Patrycja Strempel

W sobotę zakończył się 43. Festiwal Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Jury pod przewodnictwem Waldemara Krzystka przyznało nagrody.



Wielka Nagroda 43. FPFF w Gdyni, czyli popularne Złote Lwy otrzymał film Zimna wojna w reżyserii Pawła Pawlikowskiego. Najnowszy film zdobywcy Oscara został już wcześniej dostrzeżony na wielu festiwalach, a z MFF Cannes reżyser wrócił z nagroda dla najlepszego reżysera. Zimna wojna przyniosła też nagrodę za dźwięk Maciejowi Pawłowskiemu i Mirosławowi Makowskiemu oraz za montaż Jarosławowi Kamińskiemu.

Srebrne Lwy 42. FPFF w Gdyni otrzymał Filip Bajon za historyczny fresk Kamerdyner, który budził mieszane uczucia widzów i krytyków, i raczej nie był zaliczany do faworytów festiwalu. Nie była to jednak jedyna nagroda dla Kamerdynera. Statuetkę za pracę przy tym filmie otrzymały Mira Wojtczak i Ewa Drobiec za charakteryzację. Za najlepszą pierwszoplanową rolę męską uznano występ Adama Woronowicza w tym filmie. A za muzykę do Kamerdynera i Wilkołaka wyróżniony został Antoni Komasa-Łazarkiewicz. Wspominany Wilkołak przyniósł też prestiżową nagrodę za reżyserię Adrianowi Pankowi, twórcy pamiętnego filmu Daas.

Sporo nagród zdobył też nowy film Jana Jakuba Kolskiego Ułaskawienie. Reżyser został nagrodzony za autorstwo scenariusza. Wzruszeń dostarczyła nagroda dla najlepszej aktorski pierwszoplanowej dla Grażyny Błęckiej-Kolskiej, której rola nawiązywała do jej trudnych przeżyć. Ułaskawienie przyniosło też nagrodę za kostiumy Monice Onoszko.

Nagrodę Specjalną 43. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych otrzymał reżyser Marek Koterski za jego najnowszy film 7 uczuć. Jury uzasadniło nagrodę wykreowaniem przez niego autorskiej wizji świata.

Kolejną Nagrodę Specjalną 43. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych otrzymał Wojciech Smarzowski za kontrowersyjny film Kler. Tym razem festiwalowe jury uzasadniło decyzję o przyznaniu nagrody podjęciem ważnego społecznie tematu. Kler zapewnił też nagrodę za scenografię Jagnie Janickiej.

Agnieszka Smoczyńska, twórczyni głośnych Córek dancingu, otrzymała nagrodę za debiut reżyserski lub drugi film, za Fugę. Obraz, który spotkał się z ciepłym przyjęciem krytyków, otrzymał też nagrodę za zdjęcia, która trafiła w ręce Jakuba Kijowskiego. Nie był on jednak jedynym wyróżnionym twórcą zdjęć, bo jury doceniło też Jacka Podgórskiego i jego pracę na planie Krwi Boga.

Za najlepsze role drugoplanowe uznano wykreowane przez Aleksandrę Konieczną i Olgierda Łukaszewicza na planie filmu Jak pies z kotem.

Zwycięzcom gratulujemy i z niecierpliwością czekamy na premiery filmów, których nie mieliśmy okazji jeszcze zobaczyć.

wtorek, 25 września 2018


Już dziś rozpoczyna się 8. Edycja festiwalu Ars Independent w Katowicach! Przez sześć festiwalowych dni fani kina, animacji, gier i wideoklipów będą mieli okazję zatracić się w licznych pokazach filmowych, interaktywnych wystawach, czy wirtualnej rzeczywistości. Jak co roku wybrane pozycje programowe powalczą o statuetki Czarnych Koni, które ponownie zostaną wręczone przez festiwalową publiczność.


Całość atrakcji nie kończy się jednak na sekcjach konkursowych. Na ekranie można będzie również zobaczyć kilka filmów Piotra Szulkina w tym także jego debiutancką produkcję Golem. Na fanów dobrej muzyki nocami czekać będzie wyjątkowa scena muzyczna, a graczy zadowoli nocna giełda gier wideo.

Będzie się działo. My już gotowi, mamy nadzieję, że Wy również!

Do zobaczenia w Kato!

Patrycja&Daniel


poniedziałek, 24 września 2018


Jesień we Francji (2017)

Reżyseria: Mahamat-Saleh Haroun
Gatunek: Dramat
Premiera w Polsce: 21 września 2018

Mahamat-Saleh Haroun to jedno z najbardziej znanych nazwisk wśród współczesnych reżyserów z Afryki, a jego filmy nie przechodzą niezauważenie przez światowe festiwale. Jego najnowsze dzieło Jesień we Francji zawitało wreszcie do naszych kin.

Abbas Mahadjir w Republice Środkowoafrykańskiej był wykładowcą. Musiał jednak opuścić swój kraj wraz z bliskimi z powodu trwającego tam konflikt. Podczas ucieczki zginęła jego żona, jednak Abbasowi, jego dzieciom i bratu udaje się bezpieczni dotrzeć do Francji. W Europie mężczyzna próbuje ułożyć swoje życie na nowo oraz zapewnić bezpieczeństwo swoim bliskim. Gdy wydaje się, że wszystko zaczyna się układać - ma pracę, poznaje kobietę, z którą może wiązać swoją przyszłość, - jedna decyzja sądu sprawia, że wszystko legnie w gruzach, a Abbas musi podjąć dramatyczną decyzję.

Choć nowy film Mahamata-Saleha Harouna z opisu dystrybutora wydaje się być uroczą bajką, prawda jest zupełnie inna. To gorzki dramat, którego bohaterowie walczą z okrutną rzeczywistością. I mimo, że próbują z całych sił z nią nie przegrać, okrutne biurokratyczne machiny, bezduszni ludzie i codzienne wyzwania okazują się nie do pokonania. A wszystko to nakręcone w przypominającym dokumentalny stylu, z realistycznymi prostymi dialogami, który przywodzi na myśl dokonania Kena Loacha. I tak jak u niego jest miejsce na ciepło i czułość wobec bohaterów, ale niestety nie ze strony codzienności. Całość wydaje się jednak dosyć daleka od wielkiego kina, a film sprawia wrażenie jakby nakręconego specjalnie dla gorącego tematu uchodźców, nieco wszystko spłaszczono, aby był bardziej przystępny, a artyzm ustępuje miejsca publicystyce. Czego nie ratuje nawet bardzo dobra, powściągliwa, a pełna emocji gra Eriqa Ebouaneya i Sandrine Bonnaire w głównym rolach.

Jesień we Francji to nieco publicystyczne kino, któremu daleko do największych osiągnięć Mahmata-Saleha Harouna, a pomimo tego jest to i tak dzieło, które warte jest zobaczenia i refleksji po wyjściu z kina.



Daniel Mierzwa


piątek, 21 września 2018


Igielnik (2017)

Reżyseria: Deborah Haywood
Gatunek: Dramat
Premiera w Polsce: 28 września 2018

Od dawna wiadomo, że brytyjskie kino to kuźnia talentów, kino to obyczajowe to specjalność twórców z Wielkiej Brytanii. Dlatego Igielnik - debiut Deborah Haywood - jest podwójnie ciekawy, bo to jej pierwszy film pełnometrażowy i łączny w nim obyczajowe obserwacje z onirycznym światem wyobraźni.

Zaczyna się dosyć zwyczajnie. Matka- Lyn z córką - Ioną, zjawiają się w nowym mieście. Jednak od razu widać, że nie pasują do tutejszego świata. Ubrane w dziwne, szalone stroje, matka z niepełnosprawnością, a córka w długich rudych włosach (co często bywa obiektem drwin rówieśników). Pozornie szczęśliwe cierpią z tęsknoty. W szkole Iona znajduje nowe koleżanki o jest gotowa naprawdę na wiele, aby zyskać ich sympatię. Szybko niestety udawana przyjaźń zmienia się w nieukrywane okrucieństwo. Problemy córki nie pozostają bez wpływu na Lyn. Zagubiona w nowym otoczeniu, nie potrafiąc znaleźć sobie towarzystwa coraz bardziej oddala się od Iony. Wkrótce problemy zaczną je przerastać.

Igielnik to film, którego forma może nieco zaskoczyć. Deborah Haywood jak na debiutantkę śmiało poczyna sobie z sposobem narracji. Miesza typowe dla brytyjskich obyczajowych obrazów gorzkie sceny rodzajowe z onirycznymi scenami z wyobraźni Iony. Również gra aktorska nie jest tutaj jednakowa. Główne bohaterki to postaci odgrywane w bardzo naturalny sposób przez co ich dramaty dogłębnie poruszają. Postaci drugoplanowe grają natomiast w przerysowany, irytujący sposób niczym bohaterowie seriali dla młodzieży. Nie drażni to jednak, a tworzy kontrast miedzy subtelnym światem matki i córki, a bezwzględnym, pustym i okrutnym światem, który ich otacza. Dzięki temu ich dramat nawet jeśli czasem zbyt mocno skąpany jest w absurdzie jak z marzeń sennych porusza, a dziwaczny świat bohaterek staje się nam bliski.

Igielnik to debiut, któremu wiele brakuje go miana arcydzieła, bez wątpienia jest to jednak obraz intrygujący i daleki od obyczajowej sztampy.



Daniel Mierzwa

Za możliwość obejrzenia filmu dziękujemy Spectator.

środa, 19 września 2018


Żona (2017)
Reżyseria: Björn Runge
Gatunek: Dramat
Premiera w Polsce: 7 września 2018

Amerykanie mówią, że za sukcesem każdego mężczyzny stoi mądra żona. I być może tymi słowami kierowała się Meg Wolitzer pisząc swoją powieść Żona, którą teraz na ekrany przeniósł Bjorn Runge.
Znany i ceniony pisarz Joseph Castleman spędza czas w sypialni ze swoją żoną, gdy otrzymuje wiadomość, że w tym roku to on otrzymuje literacką Nagrodę Nobla. Wkrótce wraz z małżonką Joan wyrusza do Sztokholmu, aby odebrać to prestiżowe wyróżnienie. Wspólna wyprawa okazuje się dla małżeństwa nie tylko podróżą do stolicy Szwecji, ale też do swoich wspomnień, które nie zawsze są przyjemne. Z towarzyszących bohaterom retrospekcji dowiadujemy się jak się poznali i jak układało się ich życie, ale też poznajemy ich najgłębiej skrywane tajemnice, których  nie można nazwać chlubnymi.

Film gorzko rozlicza się z traktowaniem kobiet. Poznając historię Joan, dowiadujemy się jak bardzo utalentowaną pisarką była, jednak traktujące z góry kobiety środowisko zniechęca ją do rozwijania kariery na miarę talentu i z czasem pozostaje jej już  tylko rola żony literackiego geniusza, która czuje do niego liczne urazy, ponieważ Joseph nie jest przykładnym mężem. Pretensje małżonki, jak i próbującego rozwijać literacką karierę i uzyskać aprobatę ojca syna, narastają, aby wkrótce pod wpływem namolnego biografa Josepha, wybuchnąć i zniszczyć cały pozornie uporządkowany świat bohaterów.

Żona to film, który pozostawia po seansie dobre wrażenie, niestety jest ono spowodowane głównie mistrzowską grą odtwarzających rolę Joan i Josepha Castlemanów aktorów. Ale ciężko też spodziewać się po Glenn Close i Joanathanie Pryce’e czegoś więcej niż popisu swoim kunsztem w rolach, które są wręcz dla nich skrojone. Nieco gorzej jest na drugim planie, gdzie korowodowi irytujących postaci przewodzi Nathaniel Bone, który irytujący nie jest niestety przez to jak napisana jest ta postać, ale przez to jak odgrywa go Christian Slater. Nie można się też przyczepić do scenariusza, który jedynie momentami traci tempo, ale inteligentnie stopniowo ujawnia kolejne elementy fabularnej układanki, czy zdjęć i scenografii, które znakomicie pasują do opowiadane historii. Niestety momentami zbyt przypomina teatr telewizji, przez co chwilami Żonę ogląda się ze znużeniem. Całość jednak wypada dobrze i jest to porządny,  dający do myślenia film.


Daniel Mierzwa

wtorek, 18 września 2018


Predator (2018)

Reżyseria: Shane Black
Gatunek: Akcja, Sci-Fi
Premiera w Polsce: 14 września 2018

Po ponad 30 latach od premiery pierwowzoru do kin powraca kultowy niegdyś Predator. Licznie później kontynuowany, dostarczał fanom rozrywki, ale i rozczarowań. Wymagającego więc zadania podjął się Shane Black - reżyser trzeciej odsłony Iron Mana, czy Nice Guys. Równi goście, starając się kolejny raz przenieść na ekran dobrze znane motywy, jednak z współczesnym zacięciem.


Szczątki fabuły, które nie koncentrują się na pościgach i mordzie, prezentują historię żołnierza Quinna McKenna. Podczas jednej z misji niespodziewanie pojawia się pojazd z kosmosu, a w walce giną jego towarzysze. On niesiony nutą ciekawości, kradnie kosmiczne elementy garderoby przybysza i ucieka. Oczywiście następują komplikacje, gdy okazuje się, że Predator, który pojawił się na Ziemi nie był jedyny, a ich rasa ciągle przechodzi modyfikacje genetyczne, mające na celu ich ulepszanie. Wkrótce kolejny groźny łowca pojawia się na ulicach małego amerykańskiego miasteczka, a na niebezpieczeństwo narażony jest przede wszystkim syn bohaterskiego Quinna – Rory, który ma pomóc kosmitom w ulepszeniu ich gatunku. Rozpoczyna się pełen efektów pościg, który oświetlają nowi towarzysze bohatera.

Reżyser zdecydowanie poszukuje inspiracji w filmowym pierwowzorze, jednak nadmiar pełnych brutalności i marnych żartów scen nie budują dobrej fabuły. Momentami film sprawia wrażenie jakby był pobawiony scenariusza, co bezpośrednio związane jest z biegającymi na oślep bohaterami, wykrzykującymi niby to zabawne kwestie. Na siłę starano się również upolitycznić całość produkcji, wprowadzając osoby prawdopodobnie z każdej grupy kulturowej i dając im ich czas ekranowy.

Predator to pełna efekciarstwa produkcja, której daleko do hitu sprzed lat. Wprawdzie twórcy starali się uczynić wszystko, by stworzyć z niej kino kosmicznej przygody, jednak zagubili się gdzieś w okolicach poszukiwań fabuły na poziomie.


Patrycja Strempel

czwartek, 13 września 2018


Fokstrot (2017)

Reżyseria: Samuel Maoz
Gatunek: Dramat
Premiera w Polsce: 7 września 2018

Tegoroczna edycja Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Wenecji zakończyła się kilka dni temu, a do naszych kin wciąż trafiają filmy, które miały tam premierę jeszcze w zeszłym roku. Bo aż tyle kazał nam czekać polski dystrybutor, zanim na nasze ekrany zawitał Fokstrot – pierwszy pełnometrażowy film Samuela Maoza od czasu jego Libanu, który właśnie w Wenecji zgarnął główną nagrodę.

Fokstrot zaczyna się jak wiele obyczajowych filmów. Obserwujemy życie izraelskiej rodziny, jednak czuć unoszący się między nimi niepokój. Atmosfera sięga zenitu i pęka, gdy do bohaterów filmu trafia informacja o śmierci ich syna pełniącego służbę wojskową. Gdy tragiczna informacja, która naraża na szwank zarówno zdrowie psychiczne małżeństwa, jak i ich relacje z bliskimi, okazuje się przykrą pomyłką, rozgoryczony ojciec żąda, aby jego syn trafił do domu.

Samuel Maoz zasłynął jak twórca brutalnie wręcz realistycznego Libanu. Tym razem jednak odchodzi od tamtego schematu, również fundując nam klaustrofobiczną atmosferę i napięcie, jednak za pomocą zupełnie innych środków. Zamiast ograniczonej przestrzeni wnętrza czołgu, tym razem mamy mieszkanie Michaela i Daphny oraz położony na pustkowiu posterunek, gdzie stacjonuje ich syn Jonathan wraz z kilkoma innymi żołnierzami, co pokazują najlepsze, pełne absurdów sceny. 

Fokstrot jest filmem poruszającym. Ma się jednak po jego seansie problem z zrozumieniem, czym miał być ten obraz. Czy gęstym dramatem o reakcji wobec największej tragedii jaka możne ich spotkać, czy może studium rozpadu relacji wobec ogromnej traumy, czy może z rozliczeniem się z państwem, które bezdusznie naraża życie swoich obywateli i zdrowie ich bliskich w trosce tylko o swoje interesy. Choć być może właśnie w tym tkwi siła tego filmu, że nie pozwala szybko i jednoznacznie określić swojego przesłania.

Fokstrot to niebanalny film, który, mimo swoich wad, jest najciekawszym obrazem, jaki trafił od naszych kin w ostatnim czasie.


Daniel Mierzwa

środa, 12 września 2018


Pod ciemnymi gwiazdami (2017)

Reżyseria: Michael Pearce
Gatunek: Dramat, Thriller, Romans
Premiera w Polsce: 24 sierpnia 2018

Międzygatunkowe mieszanki filmowe to wizytówka współczesnej kinematografii. A na ekrany kin zawitał właśnie miks thrillera z romansem, czyli Pod ciemnymi gwiazdami Michaela Pearce’a.

Moll, choć dorosła, wciąż mieszka z rodzicami w zrytualizowanej społeczności brytyjskiej wyspy Jersey. Jej życie nie należy do szczególnie udanych. Od dzieciństwa nie układało jej się z rówieśnikami, a relacje z despotyczną matką zasługują jedynie na określenie ich toksycznymi. W wyniku doznanej na urodzinowym przyjściu przykrości, udaje się do miejscowego klubu. Tam poznaje chłopaka, który nad ranem zaczyna się do niej dobierać. W jej obronie staje Pascal, małomówny kłusownik wyglądający na niegrzecznego chłopca. I wkrótce mężczyzna szybko zagrzewa miejsce w sercu Moll, dla której jest on przeciwieństwem świata, w którym na co dzień żyje. Ich związek wystawiany jest na liczne próby, ale tez dzięki niemu udaje się moll uwolnić z toksycznych relacji. Jednak sytuacja na wyspie, gdzie grasuje seryjny morderca młodych kobiet, powoduje wzrost napięć, a wątpliwości i podejrzenia sprawiają, że rozpadają się zarówno rodzinne więzi jak i miłosny związek Moll.

Reżyser w Pod ciemnymi gwiazdami zgrabnie łączy konwencje, dramat z obyczajowym tłem spłata się z thrillerem oraz z romansem, który chętnie sięga po melodramatyczne wątki. I o dziwo ten miszmasz wychodzi całkiem udanie. Napięcie utrzymuje się cały czas, a fabuła unika oczywistości i banału, nawet gdy momentami zbliża się groteski. Udany scenariusz to nie jedyna zaleta tego filmu. Na pochwałę zasługują tez aktorzy grający główne role. Jessie Buckley i Johnny Flynn to raczej mało doświadczona obsada, ale znakomicie odgrywają swoje postaci, choć momentami zbliżają się do aktorskiej szarży,  oraz  czuć między nimi prawdziwą ekranową chemię. Na uwagę zasługują też wyśmienite zdjęcia, przesiąknięte ciepłymi barwami i mistrzowskie kompozycje kadru.

Pod ciemnymi gwiazdami to film, który nie zapowiada się na świetny seans, bo nie ma tutaj znanych gwiazd czy cenionego reżysera. A mimo to otrzymujemy znakomity debiut, który nie jest może imponującym arcydziełem, ale to na pewno bardzo udany w swojej kategorii film, którego seansu nie będzie można zaliczyć do kinowych rozczarowań.



Daniel Mierzwa

wtorek, 11 września 2018


Niestety nawet kinowe święta mają to siebie to, że szybko mijają, i tak 75. Międzynarodowy Festiwal Filmowy w Wenecji przeszedł do przeszłości. W tym roku program imprezy na Lido pękał w szwach od fenomenalnych filmów najbardziej uznanych twórców, zarówno znanych od lat mistrzów, jak i postaci, którzy niedawno trafili do reżyserskiej ekstraklasy. Przed niełatwym zadaniem wybrania zwycięzców stanęło jury pod przewodnictwem Guillermo del Toro, który w zeszłym roku triumfował ze Złotym Lwem w ręku i to na weneckim czerwonym dywanie rozpoczął swój pochód po nagrody, zakończony zdobyciem Oscara dla najlepszego filmu. W znamienitym gronie jurorów, którzy przyznawali najbardziej prestiżowe nagrody była również reprezentantka Polski- Małgorzata Szumowska, która sama w tym roku  dostała ważną  nagrodę na innym znaczącym festiwalu – Berlinale.

Najważniejsze trofeum, czyli Złoty Lew, trafił w ręce Alfosno Cuarona, meksykańskiego mistrza kina, za poruszający dramat Roma. Wybór jurorów nikogo nie zaskoczył, a sam film zapisze się w historii kina nie tylko jako znakomite dzieło nagrodzone ważnymi laurami, ale też pierwszy obraz wyprodukowany przez Netflix, który zwyciężył na tak ważnym festiwalu. Wielka nagroda Jury trafiła do Yorgosa Lanthimosa za film The Favourite. Kostiumowy dramat w reżyserii greckiego pupilka krytyki i widzów przyniósł też nagrodę dla najlepszej aktorki Olivii Colman, której kreacja olśniła wszystkich, którzy widzieli ten film. Srebrny Lew, czyli nagroda za reżyserię, trafił do znanego francuskiego reżysera, Jacquesa Audiarda za pełen czarnego humoru western The Sisters Brothers.  Western okazał się szczęśliwym gatunkiem nie tylko dla francuskiego reżysera, ponieważ za scenariusz wyróżnieni zostali bracia Joel i Ethan Cohenowie za ich najnowszy film The Ballad of Buster Scruggs. Natomiast najlepszym aktorem został Willem Dafoe za rolę Vicnenta van Gogha w najnowszym filmie Juliana Schnabela – At Enternity’sGate. Specjalną Nagrodę Jury otrzymała Australijka Jennifer Kent – jedyna kobieta, której film znalazł się w konkursie głównym- za film The Nightingale. Jej obraz przyniósł też nagrodę im. Marcello Mastroianniego dla najlepszego młodego aktora. Otrzymał ją  BaykaliGanambarr.

Teraz pozostaje na jedynie czekać aż pokazywanie na MFF w Wenecji filmy trafią do naszych kin.

Patrycja&Daniel

niedziela, 9 września 2018


To były trzy dni, które zdecydowanie upłynęły pod znakiem filmowych emocji. Bytom Film Festival dopiero za nami, a my już zacieramy dłonie oczekując kolejnej edycji. Podobnie jak w poprzednich latach widzowie mieli okazje oglądać filmy w trzech kategoriach Fabuła, Animacja/Eksperyment oraz Dokument, jednak po raz pierwszy organizatorzy oddali również głos widowni i poza tradycyjnym jury, każdy siedzący przed ekranem mógł poczuć się prawdziwym selekcjonerem.


Zwycięzcą w kategorii Fabuła okazała się produkcja w reżyserii Piotra Sułkowskiego Play – krótka historia o mężczyźnie, który zwabia matkę wraz z dzieckiem do lasu, wykorzystując ich w swojej tajemniczej, niebezpiecznej grze.

Filmem nagrodzonym w kategorii Animacja/Eksperyment został film Marty Pajek III – będący trzecią częścią tryptyku Figury niemożliwe i inne historie.

Najlepszym Dokumentem ogłoszona została produkcja Michała Hytrosia Siostry – pokazująca codzienne życie w żeńskim klasztorze Sióstr Benedyktynek.

Nie zapomniano również o uznaniu dla twórców blogów, recenzji oraz video recenzji. Serdecznie gratulujemy wszystkim zwycięzcom, z doświadczenia wiedząc, że jest to wyjątkowe docenienie.

Podczas festiwalu nie brakowało również wielu wydarzeń ściśle związanych z jego popularyzatorskim charakterem. Dla zainteresowanych kinem odbywały się warsztaty z krytyki filmowej, czy języka kina dokumentalnego. Miały miejsce także pokazy specjalne wraz z udziałem interesujących gości. Nie obeszło się również bez retrospektywy poświęconych w całości filmom Kazimierza Kutza.

Brawa dla organizatorów za tak owocne spotkanie w świecie filmów. Do zobaczenia za  rok!

Patrycja&Daniel

niedziela, 2 września 2018


Dogman (2018)
Reżyseria: Matteo Garrone
Gatunek: Dramat
Premiera w Polsce: 14 września 2018

Najnowsza produkcja Matteo Garrone intryguje już samym tytułem, a docenienie jej na festiwalu w Cannes nagrodą dla Marcello Fonte - najlepszego aktora oraz Psią Palmą dla wszystkich ekranowych czworonogów potęguje zainteresowanie. Ta włoska produkcja swoim klimatem wprowadza w specyficzny nastrój, który utrzymuje się na równi z niedowierzaniem do ostatnich minut.


Dogman prezentuje historię Marcello (w tej roli wcześniej wspominany, nagrodzony Złota Palmą, znakomity Marcello Fonte) lokalnego weterynarza, który wydawać by się mogło swoją prostotą i zwyczajnością jest ulubieńcem swoich sąsiadów. Na jego nieszczęście, nie jest on mistrzem asertywności i często zdarza mu się pomagać miejskiemu rozrabiace Simoncino, który już samą posturą budzi respekt w dzielnicy. Za namową, lubującego się w załatwianiu spraw siłą bohatera, Marcello to towarzyszy mu w obrabianiu domu, to sponsoruje narkotyki, a czyni to wszystko by tylko nie rozzłościć Simoncino. Do czasu gdy ten postanawia włamać się do sąsiadującego z "gabinetem" Marcello kantoru. Początkowy opór wydaje się bezskuteczny, a strachliwy bohater wyjątkowo dotkliwie poczuje skutki rabunku.

Reżyser świetnie prowadzi trzymające w napięciu kino gangsterskie, które połączone z motywem zemsty zapada w pamięci. Prezentuje niezwykle naiwnego bohatera, który w swoim uśmiechniętym usposobieniem budzi to sympatie, to współczucie. Marcello poświęca czas zarówno swojej córce, jak i opiece nad zwierzętami, a otwierająca film scena mycia wściekłego pitbulla doskonale obrazuje jego charakter.

Na ekranie dobrze prezentuje się również klaustrofobiczność miasta, ograniczona jedynie do scen z miejsca pracy bohatera, boiska, kantoru, czy zakładu z automatami do gry. Zimne barwy podkreślają styl postaci, pozwalając na jeszcze lepsze zatopienie się w tym dusznym nastroju.

Dogman to niezwykle wciągająca produkcja prowadzona w klimacie niepokoju. Kino intrygujące fabułą, skupione na uniwersalnych tematach i walce z bezradnością bohatera.


Patrycja Strempel