wtorek, 30 maja 2017

Wielu zapewne lubi czasami zanurzyć się w świat pełen kolorowych bohaterów i wesołych piosenek. Filmy animowane to pozycje, które nas wychowywały, i do których często wracamy ze względu na sentyment, czy morał. Każdy w nich odnajduje coś dla siebie, radość i sens życia, czy momenty wzruszeń i melancholii. Zachwycamy się mówiącymi zwierzątkami, pełnymi gracji księżniczkami, czy buntowniczymi samochodami. Zbliżający się wielkimi krokami Dzień Dziecka zainspirował nas do stworzenia rankingu najlepszych, naszym zdaniem, animacji, które powstały do 2000 roku. Trzy, dwa, jeden zaczynamy!

10. Pocahontas (1995) – kultowa piosenka Edyty Górniak, która gra nam w głowach nie tylko od święta, a przy okazji poruszająca opowieść o miłości, Nowym Świecie i kolonizacji. Kolorowy wiatr powiewa niezmiennie między skałami, przynosząc wiele niezapomnianych wzruszeń podczas seansu.


9. Mała syrenka (1989) – pełna magii historia syrenki, którą prawdopodobnie zna każdy. Opowieść o oddaniu, miłości i poświęceniu. Mroczne, głęboko skrywane tajemnice głównej bohaterki i jej opływowy kształt ciała, zauroczą niejedno dziecko.

8. Nausicaä z Doliny Wiatru (1984) – piękna pochwała pacyfizmu i szacunku dla przyrody w fascynującej animacji o zniszczonej konfliktem Ziemi przyszłości. Spora ilość mądrości, porywająca fabuła.

7. Mulan (1998) – animacja o miłości i poświęceniu dla rodziców. Świetna pozycja pełna walki i poszukiwań własnej drogi. Ekranizacja chińskiej legendy, w której nadal każdy znajdzie coś aktualnego i nie mamy tu na myśli przebierania się za mężczyznę.


6. Przygody Kubusia Puchatka (1977) – Klasyczna animacja Disneya inspirowana książką  A. A. Milne'a. Losy bohaterów Stuwiekowego Lasu, w których każdy odnajdzie cząstkę własnej osobowości.  

5. Mój sąsiad Totoro (1988) – dwie dziewczynki z ojcem zmieniają miejsce zamieszkania. I staje się to początkiem ich przygód  w świecie pełnym demonów, duchów i magii, ale też ciepła i miłości. Piękny film o dorastaniu, którzy doczekał się już wręcz kultowego statusu. No i świetny Kotobus.


4. Miasteczko Halloween (1993) - animowany musical, na podstawie materiałów do scenariusza Tima Burtona, któremu w wyjątkowy sposób udało połączyć się Boże Narodzenie z Halloween. Pełne mroku postaci z This is Halloween Marilyna Mansona w tle.


3. Grobowiec świetlików (1988) – animowana adaptacja powieści, która stała się klasyką japońskiej animacji i jednym z najbardziej poruszających filmów o wojnie w historii kina. Opowieść o dzieciństwie, które niszczy wojenna zawierucha oraz o tym, że zwykli ludzie są największymi ofiarami konfliktów, która jest tak wzruszająca, że nie można powstrzymać przy jej oglądaniu łez.


2. Toy Story (1995) – kultowa animacja, która zabiera nas w świat mówiących zabawek. Były one bez wątpienia wielkim sukcesem studia Pixar i dały początek wielu kolejnym niezapomnianym przygodom, które cieszą nas dziś. Historia o budowaniu zaufania, przyjaźni i nieoczekiwanej wymianie na lepszy model.


1. Król Lew (1994) – bez wątpienia największe osiągnięcie studia Disney. Wielu z nas zapewne od tej animacji rozpoczynało przygodę z kinem. Pełna pasji i charyzmatycznych bohaterów animacja z rodzinna tragedią w tle. Opowieść o tym, jak nie tracić wiary i co najważniejsze Hakuna Matata!



#Amanda&Hubert


poniedziałek, 29 maja 2017

Piraci z Karaibów: Zemsta Salazara (2017)

Reżyseria: Joachim Rønning, Espen Sandberg
Gatunek: Fantasy, Przygodowy
Premiera w Polsce: 26 maja 2017

Historia Kapitana Jacka Sparrowa ponownie odgrzewana jest na wielkim ekranie. Wielkie show i promocja tego wydarzenia, mogły dać do myślenia, że film będzie zaledwie nikłym cieniem pozostałych części. Szczególnie, że za kamerą stanął norweski duet reżyserski, a długo związany z muzyką Piratów... Hans Zimmer, został zastąpiony, podobnie, zresztą jak Dariusz Wolski, który nierozerwalnie od pierwszej części był twórcą zdjęć do filmu. Jednak w obliczu wielu tych zaskoczeń i małych rozczarowań, otrzymujemy widowisko na miarę poprzednich części z serii, które momentami wciskają z impetem widza w kinowy fotel.


Piraci z Karaibów: Zemsta Salazara to zaskakujący, dobry powrót do korzeni. Ponownie spotykamy dobrze znanych bohaterów, jak i nowych, pełnych świeżości i historii do opowiedzenia. Tym razem Jack (oczywiście w tej roli niezastąpiony Johnny Depp) będzie musiał zapłacić za błędy młodości, kiedy to podstępnie oszukał zawziętego korsarza. Kapitan Salazar (Javier Bardem) uczyni wszystko, by pomścić swoja porażkę, a to zmusi pijaczynę Sparrowa do ponownej przygody. Wraz z młodymi bohaterami: żądną wiedzy Cariną i chcącym zdjąć klątwę z ojca Henrym, Jack wyruszy w poszukiwaniu legendarnego Trójzębu Posejdona.

Twórcy najnowszej części gwarantują pełen akcji seans. Ponownie widz jest świadkiem dzikich wojaży z szalonym kapitanem na pokładzie statku oraz niezapomnianych scen humoru na lądzie. Doznaje wielu retrospekcji, fabularnych zaskoczeń, a wszystko to z obsadą znaną i bardziej znaną.

Poza Johnnym Deppem, który pomimo wielu wpadek w ostatnich latach, nadal trzyma poziom, na ekranie epizodycznie możemy oglądać Orlando Blooma, dobrze znanego publiczności z poprzednich części oraz Geoffreya Rusha, w roli Kapitana Barbossa. Do stosunkowo stałej ekipy dołączyła świeża krew w postaci Kayi Scodelario znanej młodszej publiczności z Więźnia labiryntu, czy serialu Skins oraz Brenton Thwaites, którego można było również oglądać w Dawcy pamięci. Strzałem w dziesiątkę jednak okazał się Javier Bardem (z Oscarem i Złota Palmą na koncie) w tytułowej roli Kapitana Salazara, jako niezłomny czarny charakter i totalne przeciwieństwo Sparrowa, skrada każdy kadr.

Piraci z Karaibów pomimo wszechobecnego efekciarstwa i momentami niedopracowania fabularnego prezentują się znakomicie. Fani serii powinni być usatysfakcjonowani po seansie, a nowi widzowie dostaną świetny bodziec, by zapoznać się z wcześniejszymi częściami.



Patrycja Strempel 

piątek, 26 maja 2017

Song to Song (2017)
Reżyseria: Terrence Malick
Gatunek: Dramat, Muzyczny
Premiera w Polsce: 19 maja 2017

Terrence Malick, jeden z najbardziej cenionych twórców amerykańskiego kina arthouse’owego, zdobywca Złotej Palmy i Złotego Niedźwiedzia, po dłuższej nieobecności powraca na ekrany polskich kin. Tym razem z filmem, który nie miał wcześniej premiery na żadnym z wielkich filmowych festiwali – Song to song.


Film jest opowieścią o skomplikowanych miłosnych relacjach czwórki bohaterów. Jak pierwszą poznajemy Faye, młodą dziewczynę tkwiącą w opartym głównie na erotycznym przyciąganiu związku z Cookiem, znanym producentem muzycznym, który jest również jednym z najważniejszym bohaterem tego obrazu. Wkrótce jednak w jej życiu pojawia się BV, marzący o wielkiej karierze muzyk. Trójka bohaterów krąży między sobą w miłosnych (damsko-męskich) i przyjacielskich (męsko-męskich) relacjach, aż do czasu, gdy w życiu Cooka pojawia się Rhonda, kelnerka z niezbyt ekskluzywnego baru. Po początkowej fazie stabilizacji w ich życiach, wszystko jednak zaczyna się rozpadać, a bohaterowie poszukują spełnienia w innych relacjach.

Song to song stara się prześwietlić trudne związki ludzi, którzy nie zawsze do nich dojrzeli. I mimo, że kieruje nim koncept, który w psychologicznym dramacie mógłby się spełnić znakomicie. Bo sceny z życia bohaterów przeplatane są wycinkami z muzycznego, kultowego dla fanów muzyki alternatywnej, festiwalu SWSX w teksańskim Austin. Nie nadaje to filmowi jednak żadnej lekkości, a wręcz przeciwnie, zaburza odczytywanie skomplikowanych relacji, które przedstawione są tutaj z typowym dla Malicka dystansem, więcej jest pełnych głębi spojrzeń, drobnych, ale czułych gestów, niż deklaracji  czy miłosnych wynurzeń.  Unika melodramatycznej konwencji, ale jednocześnie nie pozwala się skupić na uczuciach bohaterów. A te mogły być koncertowo (a w tym filmie określenie to byłoby idealne) zagrane, w końcu w obsadzie w rolach głównych mamy Rooney Marę, która okazuje się mistrzynią opartej na niuansach, emocjonalnej gry, i jest to rola pod tym względem bliska jej znakomitemu występowi w Carol Todda Haynesa, Michaela Fassbendera, który jak nigdy nie zawodzi, Natalie Portman, która nie pokazuje pełni swoich aktorskich  możliwości, ale też na ekranie nie drażni, i Ryana Goslinga, który grając BV odgrywa artystowską wersję swojej roli z La La Land. Równie imponujący jest drugi plan. Mamy tutaj zdobywczynie Oscar – zachwycającą jak zwykle Cate Blanchett i zmysłową Holly Hunter oraz była dziewczynę Bonda - Berenice Marlohe oraz Vala Kilmera. Wrażenie robią też gwiazdy muzyki w licznych epizodach. Jest tutaj Iggy Pop, świetna Patti Smith, czy Lykke Li, a w tle możemy dostrzec też Florence Welch czy członków Red Hot Chilli Peppers.


A wszyscy oni pojawiają się w kadrach znakomitego Emmanuela Lubezkiego, który pokazuje, że jak nikt inny rozumie konwencje filmów, przy których pracuje i każda wizja reżysera z nim może zostać zrealizowana w mistrzowski sposób.

Song to song to film, z którym warto się zapoznać, jednak niestety bardziej jako z ciekawostką spod ręki znanego reżysera niż z wielkim kinem. Bo intrygująca jest jego forma (choć niektórym może przypominać naszpikowaną gwiazdami, oświetloną słońcem amerykańskiego południa wersję Wszystkich nieprzespanych nocy), świetny jest soundtrack (zapewniający playlistę do słuchania przez kilka długich godzin i zawiera dwie polskie pozycje, z których jedna w filmie mocno zaskakuje).

Podsumowując Song to song to film, który nie rozczaruje fanów Terrence’a Malicka, dla całej reszty może być nieco męczącym filmowym wyzwaniem. Ale zawsze można zamknąć oczy i posłuchać świetnej muzyki, która pobrzmiewa w tle.




Za możliwość odkrywania magii piosenek dziękujemy kinu Cinema City Punkt 44 w Katowicach

Daniel Mierzwa


środa, 24 maja 2017

Szybcy i wściekli 8 (2017)
Reżyseria: F. Gary Gray
Gatunek: Akcja
Premiera w Polsce: 21 kwietnia 2017

Serię Szybcy i Wściekli kojarzy zapewne każdy. Czy to za sprawą emocjonującej akcji, bohaterów lub tego, że od lat jest nieprzerwanie odświeżana na wielkim ekranie.  Nowe postaci, serie wybuchów, twórcy robią wszystko, żeby utrzymać wysoki poziom emocji i oraz przyciągnąć nowych widzów przed ekran. Kreują coraz to nowsze historie, których podstawą już nie jest tylko świat samochodów, ale bardziej zbrodni, intrygi i zemsty.


Szybcy i Wściekli 8 to bezpośrednia kontynuacja wydarzeń „siódemki”. Gdy Dom (Vin Diesel) i Letty (Michelle Rodriguez) przebywają na upojnym miesiącu miodowym na Kubie, pojawia się tajemnica kobieta Cipher (Charlize Theron), która w planach ma zakłócić ich spokój. Angażuje mężczyznę w niebezpieczny świat, z którego nie ma ucieczki bez wykonania zadania. Zdrada rodziny jest unikniona, jednak w obliczu tragedii, przyjaciele postanawiają uczynić wszystko, by ocalić człowieka, który ich zjednoczył.

Twórcy serii pomimo ciągłych reżyserskich zmian próbują utrzymać równym poziom. Luksusowe samochody i garść dzikiego humoru są obecna w prawie każdej scenie. Jednak w pozostałych, górują egzystencjonalne mądrości głównie wypowiadane przez wszechmocną hakerkę Cipher, które nijak nie pasują do serii. Jej tragiczna fryzura i bezwzględny charakter to nie jedyne rzeczy, które irytują podczas seansu. Wszechobecne efekty może wyglądają spektakularnie, jednak w kolejnych scenach wybuchy nudzą, a przepych nie podnosi jakości.

Kolejna część z serii Szybcy i Wściekli to pozycja pełna absurdów i „groźnych” min w wykonaniu Vin Diesela. Fabularny niedosyt i efekciarskie przerysowanie. Film dla mas, które nie oszczędzą złotówek i dolarów, by móc oglądać to „rodzinne”, nierealne widowisko.



Patrycja Strempel 

czwartek, 18 maja 2017

The Circle. Krąg (2017)
Reżyseria: James Ponsoldt
Gatunek: Thriller, Sci-Fi
Premiera w Polsce: 19 maja 2017

Współczesne kino pełne jest wizjonerów i technologicznych nowinek. Kolejne filmy biograficzne, czy dokumentalne dostarczają widzom nico prawdy o sposobnie funkcjonowania wirtualnej rzeczywistości. W ogromie kolejnych bohaterów-prekursorów nowoczesnych technologii spotykamy się również z postaciami, które pomimo braku bezpośredniego odpowiednika w rzeczywistości, świetnie potrafią pokazać do jakich zachowań dąży nasz świat.  


The Circle. Krąg prezentuje historię ambitnej Maei (Emma Watson), która dostaje pracę w prestiżowej firmie informatycznej. Swoja karierę rozpoczyna od kontaktu z klientami, by później w splocie wydarzeń zostać jedną z wierniejszych fanek założyciela Baileya (Tom Hanks). Bohaterka od początku zafascynowana jest technologią i funkcjonowaniem Kręgu, początkowo zamknięta i nieśmiała staje się głosem tłumu, ewoluuje, podobnie jak korporacja, ujawnia zbyt wiele sekretów. Gdy dochodzi do prawdy, na powrót do normalnego życia jest już za późno.

Film zapowiada się obiecująco, aktualny temat inwigilacji i sławna obsada. Jednak czar minimalnie pryska, przy kolejnych scenach, gdy poznajemy główną bohaterkę. Jej życie nie jest idealne, podobnie jak sama kreacja postaci. Wiele w niej niedomówień i ukrytych informacji. Podobnie z pozostałymi postaciami, które chaotycznie pojawiają się i znikają, nie budują napięcia, jedynie wypowiadają słowa na ekranie. Tom Hanks w roli czarnego charakteru zawodzi. Pomimo, że nie brak mu charyzmy, w kilku przemówieniach, kojarzonych z innymi wizjonerami, jego pozostałe zachowania są flegmatyczne, a sama postać przewidywalna.


The Circle. Krąg to film, który jako kolejny świetnie ukazuje, jak prywatność zanika, a konsumenci lubią zanurzać się w wirtualny świat. Poza wieloma niespójnościami i siłowaniem się z bohaterami książki, pozycja ta wypada dobrze – szczególnie w swojej prostocie i przewidywalności.




Patrycja Strempel 

środa, 17 maja 2017

Jutro będziemy szczęśliwi (2016)
Reżyseria: Hugo Gélin
Gatunek: Dramat, Komedia
Premiera w Polsce: 19 maja 2017

Omar Sy – gwiazda filmu Nietykalni ponownie gości na wielkim ekranie. Po dobrych występach u boku François Cluzeta, czy Charlotte Gainsbourg, aktor kolejny raz daje popis swoich umiejętności oraz puszcza wodze emocji.


Jutro będziemy szczęśliwi to historia beztroskiego Samuela, którego życie na Riwierze Francuskiej sprowadza się do kolejnych imprez i podrywania kobiet. Jego spokój zostaje jednak zaburzony, gdy niespodziewanie jedna z byłych kobiet - Kristin zostawia mu ich córkę, po czym znika. Targany emocjami bohater podąża w podróż za matką do Londynu, by odnaleźć ją i zwrócić małą Glorię. Nieudana próba kończy się ojcostwem na pełen etat oraz rozpoczęciem niekonwencjonalnego życia, pełnego niespodzianek. Jedną z nich jest Kristin, która niespodziewanie pojawia się po 8 latach z planem odzyskania dziecka.

Twórcy od pierwszych minut próbują targać emocjami widza. Od niekontrolowanego uśmiechu, po wzruszenia i płacz, czy żenadę. Ta ostatnia niestety pojawia się najczęściej, gdyż poza ckliwą historią, otrzymujemy również sceny rodem z przeciętnego dramatu, okraszonego jedynie miłością rodzinną.

Film ten jest świetnym przykładem ciepłej historii o miłości, rodzinie i towarzyszącym im komplikacjom. Dla wielu będzie to znakomity wyciskacz łez, dla innych pozostanie kolejnym filmem, który nie zawróci w głowie. Widz otrzymuje po prostu fabułę i dobrą grę aktorską, a wszystko to w obliczu wielu uprzedzeń i schematów.

Jutro będziemy szczęśliwi to zdecydowanie znośny, sentymentalny komedio-dramat, który wprawdzie w każdej scenie próbuje pokazywać pozytywne wartości, ale po co?!



Patrycja Strempel

wtorek, 16 maja 2017

Obcy: Przymierze (2017)
Reżyseria: Ridley Scott
Gatunek: Thriller, Sci-Fi
Premiera w Polsce: 12 maja 2017

Ridley Scott przyzwyczaił widzów do wielkich produkcji. Wizualnie dopracowanych szczegółów, czy fabularnego kunsztu. Jego najnowszy film Obcy: Przymierze, będący sequelem Prometeusza  i zarazem prequelem Ósmego pasażera Nostromo, spełnia jednak jedynie w małym stopniu ten pierwszy czynnik.


Obcy: Przymierze to film, o którym chce się szybko zapomnieć. Pomimo sympatii do innych filmów reżysera i kultowego Obcego... całość produkcji pozostawia wiele do życzenia. W filmie widz ma okazję śledzić losy załogi tytułowego statku Przymierze. Trafiają oni na nieznaną planetę, które potencjalnie może stać się ich nowym domem. Jednak w następstwie kolejnych, przewidywalnych wydarzeń, bohaterowie rozpoczynają walkę o własne życie.

Największy wpływ na fabułę i grupę ma android David (Michael Fassbender) oraz charyzmatyczna Daniels, w której rolę wcieliła się Katherine Waterston, ostatnio kojarzona z filmu Fantastyczne zwierzęta, i to ta para bohaterów kreuje cały film. Pozostali, wprawdzie umiejętnie, jednak nadal odgrywają jedynie płytkie dialogi i role przesadnie nawiązujące do współczesnej rzeczywistości.


Mocnym punktem Obcego... jest jedynie sam obcy. Wypada wyjątkowo realistycznie, a liczne zbliżenia jeszcze mocniej podkreślają jego bezwzględny wobec człowieka charakter. Twórcy nie zapomnieli o dużej dawce brutalności, która na każdym kroku towarzyszy bohaterom.

Obcy: Przymierze nie powala, jednak nie trzeba było spodziewać się fajerwerków, szczególnie po wcześniejszym seansie Prometeusza. Wiele wątków jest nieumiejętnie rozwiniętych, inne pozostały całkiem pominięte. Logika bohaterów bawi i wieje nudą, a dawny charakter Obcego, gdzieś się zgubił.



Patrycja Strempel 

poniedziałek, 15 maja 2017

Dalida. Skazana na miłość (2016)
Reżyseria: Lisa Azuelos
Gatunek: Biograficzny, Dramat, Muzyczny
Premiera w Polsce: 31 marca 2017

Pełna gracji i niepojętego wdzięku. Miss Egiptu, porównywana do Kleopatry, artystka i zdobywczyni 70 złotych płyt – Dalida. Życiorys Iolandy Cristiny Gigliotti jest tak wyjątkowym, że aż prosił się na przedstawienie na wielkim ekranie. Dlatego najnowszy film w reżyserii Lisy Azuelos nie mógł pozostać nam obojętnym.


Film Dalida. Skazana na miłość to burzliwa historia tytułowej bohaterki. Ukazująca ją od najmłodszych lat, gdy jeszcze mieszkając z rodziną przechodziła pierwsze tragedie. Kolejne zachwycające utwory, momenty szczęścia, miłości oraz sporo dramatów. Życie Dalidy pełne było romansów, nieszczęśliwie kończących się miłości, jednak całość jej historii została przedstawiona w klarownej postaci.

Głównym punktem filmu są piosenki Dalidy. Wraz z nimi widz odbywa podróż przez życie artystki, zagłębia się w nie i doświadcza niespodziewanych emocji. Każdy z fragmentów mimo, że mogą wydawać się chaotyczne, razem tworzą spójną całość, co gwarantuje seans, pod wieloma względami idealny.

Na dobre zdanie zasługuje również Sveva Alviti w roli tytułowej Dalidy. Jest pełna wymaganej gracji i uwodzi swoją zmysłowością. Podobnie prezentują się pozostali aktorzy, którzy idealnie dopełniają ten szalony świat pełen artyzmu.

Dalida. Skazana na miłość to przede wszystkim smutna historia. Jednak nie pozbawiona fascynacji i prawdy. Momentami pełna wrażliwości, prowadząca do destrukcji, dokładnie taka, jak Iolanda Gigliotti.




Patrycja Strempel 

piątek, 12 maja 2017

Martwe wody (2016)
Reżyseria: Bruno Dumont
Gatunek: Komedia
Premiera w Polsce: 12 maja 2017


Bruno Dumont słynął jako twórca posępnych i przygnębiających psychologicznych dramatów, podczas których mniej wytrawny widz zasypia średnio po dziesięciu minutach seansu. Dlatego premiera wyreżyserowanego przez niego zabawnego serialu kryminalnego Mały Quinquin zaskoczyła wszystkich, ale udowodniła też, że to reżyser mający świetne poczucie humoru i potrafiący oprócz zasmucania widza wywołać na twarzy uśmiech, czy nawet doprowadzić do chichotu, bez obrażania niczyjej inteligencji czy smaku. I w takim tonie jest też mająca premierę w naszych kinach kryminalna komedia Martwe wody, która pokazywana była na zeszłorocznym festiwalu w Cannes.


Film skupia się na pochodzącej z północnej Francji rodzinie van Peteghemów. Do rezydencji małżeństwa Andre i Isabelle van Pethegemów przyjeżdża ich bliska krewna – Aude, kobieta egzaltowana, pełna ekspresji i raczej trudna we współżyciu. A wszystko to dzieje się w czasie gdy w miejscowości bez śladu znikają ludzie, w co być może zamieszany jest Ma Loute, syn zbieraczy omułków, który z wzajemnością zakochuje się w Billie, dziecku Aude o dosyć nieokreślonej tożsamości. Śledztwo w sprawie tajemniczych zaginięć prowadzi para charakterystycznych policjantów, których metody śledcze raczej niezbyt pomagają w rozwikłaniu zagadki.

Martwe wody to film, który promowany jest jako komedia i to prawda, że podczas seansu uśmiech właściwie nie znika z twarzy, a momentami zabawa jest przednia. Mimo nawet tego, że spora część żartów bliska jest slapstickowi to nawet one świetnie pasują do przerysowanej konwencji filmu.
Najważniejsza w filmie nie jest też kryminalna intryga. Sprawcę i przyczynę zniknięć bardzo szybko jesteśmy w stanie wyśledzić bez nadmiernego wysiłku, a śledztwo policji raczej bawi niż porywa. Bo nie to jest istotą fabuły tego filmu. Jest to tylko przebranie, w które przebrany jest filmowy esej o tym, że po mimo lat ewolucji i rozwoju współczesnego społeczeństwa, zasad i wartości, nadal istnieją pewne bariery, których nie można się pozbyć. Burżuazja jest przedstawiona  jako zamknięta, myśląca tylko o bogaceniu się i interesach grupa ludzi, którzy nawet małżeństwa zawierają tylko między sobą. Traktują innych z góry z lekkim pobłażaniem oraz są przesadnie egzaltowani. Natomiast biedacy, grani tutaj przez typowych dla Dumonta aktorów o twarzach niczym z kubistycznych obrazów, pokazani są jako dzikusi, którzy dosłownie żywią się krwią bogatszych od siebie, mają mnóstwo dzieci i nie zamierzają zrobić nic dla poprawy swojej egzystencji. Bez litości pokazano tutaj też policjantów. Przedstawiciele tej służby to tylko leniwi, niezbyt lotni ludzie, którzy nie potrafią rozwiązać żadnej sprawy, a jedynie robią zamieszanie.

Wyrazistość filmu zarówno jeżeli chodzi o konwencję, jak i jego prawdziwe znaczenie to spora zasługa fenomenalnej obsady. Nie dość, że mamy tutaj prawdziwe gwiazdy europejskiego kina, to jeszcze każda z nich obsadzona została w świetnej roli, którą po mistrzowsku odgrywa. Genialny jest tutaj Fabrice Luchini jako Andre, świetna Juliette Binoche jako Aude. I Jeżeli chodzi o te dwie role nie ma co o nich pisać, to po prostu trzeba obejrzeć! Bo takiej mieszanki nadekspresji, przesady oraz dystansu do siebie i granej przez siebie postaci nie ogląda się zbyt często. Uwagę warto zwrócić też na Raph debiutującą w filmie, która gra Billie. Jest to świetna rola i być może jesteśmy świadkami narodzin nowej gwiazdy francuskiego kina. Jeżeli chodzi o resztę obsady nie ma w niej żadnego słabego ogniwa i każda rola jest odegrana po prostu bardzo dobrze.

Martwe wody to specyficzna filmowa mieszanka, która bawi i daje do myślenia, a przez dwie godziny seansu nie nudzi się ani przez chwilę, a pozwala cieszyć się kinową ucztą pełną smakowitych gagów. To autorskie kino, ale strawne dla każdego, bo zrealizowane w lekkiej i przyjemniej konwencji.





Daniel Mierzwa 

środa, 10 maja 2017

Uczeń (2016)
Reżyseria: Kiriłł Serebrennikow 
Gatunek: Dramat
Premiera w Polsce: 12 maja 2017

Rosyjskie kino nie od dziś gości na światowych festiwalach i nie od dziś gości też w polskich kinach. Kolejnym filmem z kraju naszych wschodnich sąsiadów, który pojawia się na naszych ekranach jest Uczeń Kiriłła Serebrennikowa, który premierę miał na festiwalu filmowym w Cannes i tam otrzymał jedno z mniej znanych, choć ważnych wyróżnień – Nagrodę im. Francois Chalais dla filmów prezentujących rzeczywistość.


Uczeń opowiada o Wieni, uczniu rosyjskiej szkoły, który pod wpływem Biblii, której treść traktuje dosłownie, staje się kimś na kształt proroka, wydaje mu się, że może być moralnym autorytetem, a swoją wizję moralności próbuje narzucić innym. Mimo, że może nam się to wydawać dziwne, jego zachowanie napotka na opór tylko jednej osoby – nowoczesnej nauczycielki biologii, Eleny Krasnowej.

Uczeń to film, który porusza wiele tematów. Pierwszym z nich jest konflikt pomiędzy konserwatywnymi wartościami i tradycją, a liberalnym światopoglądem. Reżyser nie skupia się jednak na tym, kto ma rację, choć widać, że konserwatyzm uważa za naiwność i intelektualne lenistwo, bardziej interesuje go jak ten konflikt wartości wpływa na międzyludzkie relacje. Ich degeneracja następuję zarówno między Wienią, a jego wierzącą, choć będącą raczej pragmatyczną materialistką matką, jak i między Eleną i jej partnerem, który pracuje w tej samej szkole, co ona. W której konflikt ten też niszczy panujące tam relacje. Pojawiających się tam tarć nikt nie chce jednak załagodzić, a konfliktów rozwiązać. Każdy pragnie jedynie narzucić innym swoje poglądy.

Mamy tu też wątek religii, którą zarządza instytucja, w tym wypadku prawosławna cerkwia, na życie ludzi, która wykorzystywana jest do załatwiania swoich interesów, stoi za nią obłuda, cechuje podwójna moralność. A pod religijnymi hasłami głosi się tak naprawdę pochwały ksenofobii i antysemityzmu.


Znaczenie dla fabuły ma też wątek relacji Wieni z jego kolegą Grigorijem, który próbuje się zbliżyć do głównego bohatera będąc jego uczniem jego nauk, ale stając się też pierwszą ofiarą, podwójnej moralności szkolnego kolegi.

Wadą filmu jest kilka bardzo teatralnych (co być może nie powinno dziwić, ponieważ Uczeń powstał na podstawie sztuki teatralnej) scen, którym brakuje subtelności, wydają się sztuczne i przerysowane, pomimo ich emocjonalności.

To, co seans Ucznia uprzyjemnia jest bardzo dobra muzyka, której autor Ilija Demutski, nagrodzony został Europejską Nagrodą Filmową. Swoje robią też chłodne, paradokumentalne zdjęcia Vladislava Opelyanstsa.

Uczeń to film niepozbawiony wad, mimo to na pewno wart zobaczenia. Choćby tylko ze względu jak ważne tematy porusza i to zarówno te ponadczasowe jak i bardzo, szczególnie w Polsce, aktualne.  To film, który nie pozostawia obojętnym.  



Daniel Mierzwa 

poniedziałek, 8 maja 2017

Strażnicy Galaktyki vol. 2 (2017)
Reżyseria: James Gunn
Gatunek: Akcja, Sci-Fi
Premiera w Polsce: 5 maja 2017

James Gunn powraca! Po dobrze przyjętej w 2014 roku pierwszej części Strażników galaktyki wraz ze studiem Marvel rzuca w widzów kontynuacją, ponownie pełna muzyki, gagów i odjechanych w kosmos efektów specjalnych.


Karty komiksów pełne są superbohaterów, których losy śledzimy coraz częściej na wielkim ekranie. Marvel otworzył wielki worek, z którego co chwilę wysypuje kolejne postaci, których losy bawią i dobrze wyglądają w 3D. Podobnie jest i tym razem, gdyż na ekranie oglądamy kontynuację losów bohaterów w charakterystycznej dla Marvela konwencji. Oczekiwanej świeżości jest w filmie niewiele, jednak seans ratują charyzmatyczni bohaterowie i przerysowany kosmiczny świat.

Strażnicy galaktyki vol. 2 to przede wszystkim seans, który skradają mały Groot i Drax z jego żartami. Skupiając się na nich zapominamy o całości akcji i innych bohaterach, a to właśnie Peter Quill i jego rodzinna historia stały się podstawą do napisania scenariusza drugiej części. Star-Lord wraz z grupą wyrzutów prowadzi podróż przez galaktykę, by stawić czoło niespodziewanemu wrogowi oraz innym niebezpieczeństwom. Postawiony w obliczu wyzwania będzie zmuszony podjąć decyzję o tym, co w życiu ważniejsze, a poza przyjaciółmi pomoże mu w tym dobra muzyka lat 80.


Fani poprzedniej części nie dostąpią zawodu. W odpowiednim stopniu dawkowane są widzowi emocje oraz akcja. Już w pierwszych minutach możemy zauważyć, że twórcy pozostali wierni wzorcom wypracowanym w jedynce. Pełne bujnych kolorów sceny kosmosu i niczym nie skrępowane efekty specjalne gwarantują wizualne szaleństwo i brak nudy.

Strażnicy galaktyki vol. 2 to przede wszystkim film z wartką akcją i dobrze prowadzonymi działaniami marketingowymi. Twórcy zadbali, aby nie utracić wypracowanego stylu i niebagatelnych zysków. Pomimo krzywdzącego polskiego dubbingu, oprawa wizualna daje radę.



Patrycja Strempel 

sobota, 6 maja 2017

Szatan kazał tańczyć (2016)
Reżyseria: Katarzyna Rosłaniec
Gatunek: Dramat
Premiera w Polsce: 5 maja 2017

Galerianki i Bejbi blues to jedne z najbardziej kontrowersyjnych polskich filmów ostatnich lat. Łączy je twórczyni – Katarzyna Rosłaniec, której najnowszy film Szatan kazał tańczyć wchodzi do kin i tak jak jego poprzednicy budzi kontrowersje.


Jest to składająca się ze sporej liczby, krótkich scen opowieść o Karolinie, młodej pisarce, której debiut i dotychczas jedyne dzieło pozwoliło na zdobycie popularności. Jej życie to podróż przedstawicieli bohemy między mężczyznami przyprawiona narkotykami, alkoholem i cekinami.
Pierwszym, co rzuca nam się w oczy podczas seansu tego filmu, i to już od pierwszych jego sekund, jest ciekawy wizualny styl. Obraz ma kwadratową proporcję, operatorka kamery  Virigini Surdej nie unika zbliżeń ani ostrych kolorów, a wrażenie robi już prosta i stylowa czołówka. Charakterystyczne są tutaj też kostiumy, które jak we wszystkich filmach Katarzyny Rosłaniec, są pstrokate, błyszczące i mocno przegięte, niczym stroje bohaterek Piątego elementu przeniesione na polskie ulice. Choć nie zawsze są to ulice polskie, bo choć mamy tutaj pokryte liszajami odpadających tynków fasady  kamienic, retro szyldy sklepów i ukochaną przez filmowców palmę na rondzie de Gaulle’a, to jest tu też, to  co polscy twórcy filmów ostatnio bardzo polubili (chociażby w Jak całkowicie zniknąć Przemysława Wojcieszka), czyli Berlin, jego neony, kosmopolityczny charakter i pełne punków metro.

Jeżeli chodzi o grę aktorów, to można mieć mieszane uczucia. Główną rolę gra Magdalena Berus, która u tej reżyserki debiutowała w Bejbi blues, później na wielkim ekranie można było ją zobaczyć w nie do końca udanych Nieulotnych Jacka Borcucha. W Szatan kazał tańczyć nie wznosi się ona na absolutne wyżyny aktorskich możliwości, a jej charakterystyczny wyraz twarzy może nieco drażnić, to można podziwiać ją za odwagę, gotowość zagrania roli, która na pewno dla żadnej aktorki nie byłaby komfortowa. I mimo, że z tego wyzwania nie wychodzi jako mistrzyni, na pewno nie poległa grając rolę Karoliny. Nie zawodzi drugi plan. A brylują na nim cenieni polscy aktorzy. W szczególności Łukasz Simlat w roli tkwiącego w skomplikowanym związku z Karoliną Marcina i fenomenalna Danuta Stenka, która w roli matki głównej bohaterki ubrana w piżamę i kapcie jest przekonująca i prawdziwa. Uwagę przyciąga uważana też za aktorskie objawienie polskiego kina Marta Nieradkiewicz w roli szalonej Jagody, i nie mająca też specjalnie skomplikowanej roli, ale piękna i eteryczna Hanna Koczewska w roli Matyldy.


Znakomicie swoją rolę w filmie spełniają dialogi, które są szczerze, brzmią bezpretensjonalnie i autentycznie, a nierzadko pełne są, czasem brutalnego, poczucia humoru. Na tle innych polskich filmów wypadają na duży plus i można zazdrościć twórczyni scenariusza talentu do ich układania,
Szatan kazał tańczyć to film o trudnym wchodzeniu w dorosłość, poszukiwaniu swojej roli w życiu i społeczeństwie, odkrywaniu własnych potrzeb w świecie pełnym pokus, w którym łatwo o używki czy przypadkowy seks, znacznie trudniej o prawdziwe uczucie i szczere relacje. I nie jest to temat odkrywczy czy kontrowersyjny. Taka jest jednak forma filmu. Krótkie sceny i ekspresyjny montaż nie pozwalają się nudzić. Pełne świateł, kolorów i dźwięków kadry dalekie są od tego do czego przyzwyczaiło nas polskie kino obyczajowe. Sporo tu też scen seksu czy innych zachowań pod wpływem alkoholu, a nie ma w nich ani śladu cenzury.

Szatan kazał tańczyć to kino odważne, szczere i nowoczesne, aż dziwne, że to polski film, a nie europejska produkcja, która ze względu na tematykę i formę mogłaby spokojnie znaleźć się w konkursie MFF w Locarno. Wymaga jednak od widza skupienia i otwartości. A w zamian oferuje sporo materiału do przemyśleń.



 Za możliwość zwiedzenia świata pełnego pokus dziękujemy kinu Cinema City Punkt 44 w Katowicach









Daniel Mierzwa