sobota, 5 sierpnia 2017

Valerian i Miasto Tysiąca Planet (2017) - recenzja

Brak komentarzy:
 
Valerian i Miasto Tysiąca Planet (2017)
Reżyseria: Luc Besson
Gatunek: Sci-fi, Akcja
Premiera w Polsce: 4 sierpnia 2017
Luc Besson to człowiek-instytucja nie tylko europejskiego kina. Zabłysnął w 1988 niezwykle udanym Wielkim błękitem, który dziś ma status filmu kultowego. Swoją pozycję wartego uwagi reżysera potwierdził sześć lat później  Leonem Zawodowcem, który otworzył drogę do kariery Natalie Portman, a z Jeana Reno uczynił prawdziwego gwiazdora. Swoje zdolności potwierdził 1997 roku znakomitym Piątym elementem, który z Bessonowi dał status wizjonera kina popularnego, a z Milli Jovovich uczynił jego żonę. Później postawił na pisanie scenariuszy i produkcję mniej lub bardziej udanych filmów akcji, w tym znanej serio o marsylskim policjancie i taksówkarzu, czy filmy, na które patrzy się z lekkim przymrużeniem oka jak na jego własną autoparodię. Powrót do lepszej formy zapowiadała zabawna i naprawdę udana seria filmów o Arturze i Minimkach oraz filmy, które produkował, wiele z nich pokazano na MFF w Cannes, w tym dwa głośne i udane westerny Tommy’ego Lee Jonesa . Klapą okazała się jednak Lucy w jego reżyserii i według jego scenariusza, która pod względem fabuły dotknęła prawdziwego dna, choć trzeba przyznać, że zamieniająca się w pendrive Scarlett Johansson zapada w pamięć każdemu, komu uda się dobrnąć do końca tego żałosnego widowiska.
Teraz jednak powraca do kin z prawdziwym widowiskiem i zarazem najdroższym filmem w historii europejskiej kinematografii – Valerianem i Miastem Tysiąca Planet. Jest to oparta na komiksach Pierre’a Christina i Jeana-Claude’a Mezeriesa historia dwójki agentów – majora Valeriana i sierżant Laureline, którzy trafiają do Alphy, tytułowego Miasta Tysiąca Planet. Powstanie kosmicznej metropolii przedstawione jest w otwierającej sekwencji, która w rytm jednego z największych przebojów Davida Bowiego, jest manifestem otwartości między kulturami i rasami, to nie tylko ziemskimi. Jest to filmowe otwarcie wysokiej klasy, mądre, stylowe i niepozbawione humoru, którego tak często brakuje filmom sci-fi. Później porzucamy jednak historię kolonizacji kosmosu i obserwujemy koniec istnienia pięknej planety Mul, zamieszkanej przez żyjących w harmonii z przyrodą kosmitów, bo lśniącej skórze. I to losy tej cywilizacji okażą się kluczem do prowadzonego przez Valeriana i Laureline śledztwa, które toczyć się musi mimo sporych komplikacji, z których utknięcie ręki w innym wymiarze jest jedną z tych najmniej znaczących.
 Luc Besson jak naładował film dwoma rzeczami. Po pierwsze efektami specjalnymi. Praktycznie wszystko w tym filmie wygenerowane jest komputerowo. Ale jest to świat bardzo ładny i dopracowany w każdym detalu, posiada też ogromną głębię. I oba te walory podkreśla technologia IMAX. Po drugie to czego mamy tutaj sporo to gwiazdy i to nie tylko kinowe. W roli Valeriana, który oprócz walki o dobro ludzkości zajmuje się też podrywaniem swojej partnerki, mamy Dane’a DeHaana, którego mogliśmy ostatnio oglądać w Lekarstwie nażycie. Nie jest to jego rola życia, ale nie zawodzi tutaj ani na chwilę i mimo, że jego emploi nie kojarzy się z bohaterem filmów akcji to wypada bardzo przekonująco. Na ekranie towarzyszy mu modelka, która coraz śmielej wchodzi w świat filmu – Cara Delevingne, która w roli zgrywającej zimną, pięknej Laureline potrafi naprawdę oczarować i niczego w jej kreacji przyczepić się nie można. A drugi plan to prawdziwa kolekcja gwiazd i gwiazdek. Już na samym początku w roli kosmicznego ambasadora mamy Rutgera Hauera, a któremu w scenach powitań towarzyszy plejada francuskich reżyserów, w tym tak znani jak Xavier Giannoli czy Benoit Jacquot. W roli komandora mamy Clive’a Owena, który jak zawsze wypada bardzo dobrze, choć dosyć ma okazję pokazać wychodzi na jaw prawdziwy charakter jego postaci/ Urocza jest postać grana przez Rihannę, gwiazda z Barbadosu gra zmiennokształtną, niebieską i bardzo zwinną Bubble, która jest chyba najsympatyczniejszą postacią w całym filmie, która dodatkowo niesie ważne przesłanie o trudnym losie uchodźców i wszystkich innych, którzy musieli opuścić swój dom. Można tylko żałować, że tak niewielkie role mają tutaj Ethan Hawke i legenda jazzu Herbie Hancock.
Problemem filmu jest nieco chaotyczny scenariusz, ilość wątków i piętrzenie intrygi sprawia, że w pełnym wizualnego przepychu filmie ciężko nadążyć za fabułą i układać wszystkie elementy układanki. Broni go jednak to, że poza akcją chodzi w nim też o wiele ważnych rzeczy. Bo, który blockbuster z taką gracją porusza tematy ludobójstwa czy losu uchodźców.

Valerian i Miasto Tysiąca Planet to film-dowód. Po pierwsze udowadnia, że w Europie może powstać naprawdę wysokiej klasy widowisko. Po drugie, że blockbuster może mieć sporo autorskiego i artystycznego zacięcia. I po trzecie, że Luc Besson może nakręcić jeszcze film, który potrafi coś więcej niż wzbudzić uśmiech politowania. 


Za możliwość śledzenia z zapartym tchem kosmicznych przygód Valeriana i Laureline dziękujemy kinu IMAX Cinema City Punkt 44 w Katowicach.

Daniel Mierzwa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz