niedziela, 3 grudnia 2017

Zabicie świętego jelenia (2017) - recenzja

Brak komentarzy:
 
Zabicie świętego jelenia (2017)
Reżyseria: Yorgos Lanthimos
Gatunek: Dramat
Premiera w Polsce: 1 grudnia 2017

Yorgos Lanthimos kolejny raz zadziwia widzów filmową formą. Po genialnym Lobsterze ten grecki reżyser ponownie pokazuje kino, podczas seansu którego na plecach czuć ciarki, a w głowie wije się tysiące myśli na minutę. Prezentuje film głównie dla świadomych widzów, którzy lubią osobliwe dzieła, przygotowane z szacunkiem do wymagającego odbiorcy.


Zabicie świętego jelenia to historia zamożnego małżeństwa lekarzy. Steven (Colin Farrell) oraz Anna (Nicole Kidman) wydają się być idealną rodziną, mają dwójkę dzieci, świetną pracę oraz przestronny dom, któremu nic nie brak. Sprawy zaczynają się komplikować, gdy Steven zaczyna łączyć przyjacielska relacja z początkowo spokojnym nastolatkiem Martinem (Barry Keoghan). Z biegiem czasu okazuje się, że chłopak zaczyna coraz bardziej angażować się w życie rodziny. Uwodzi córkę lekarzy, przyjaźni się z ich synem, a przy tym jest szarmancki i nie brak mu zasad dobrego wychowania. Gdy bohaterowie odkrywają sekret Martina i jego zamiary wszystko się komplikuje, a potencjalnie idealna rodzina będzie musiała zmierzyć się z tragedią. Wtedy też Lanthimos rozpoczyna snucie opowieści o wypadkach z przeszłości, z których konsekwencjami muszą obecnie radzić sobie  bohaterowie, a także o nieuniknionej pokucie.

Nic dziwnego, że film otrzymał Złotą Palmę na festiwalu w Cannes za scenariusz. Jest on zdecydowanie najmocniejszym punktem i wraz z bohaterami tworzy niezapomniane widowisko. Pełny jest lakonicznych dialogów i czarnego humoru, które wytwarzają specyficzną aurę podczas seansu. Zasługi należą się również obsadzie. Colin Farrell jako zdesperowana głowa rodziny, genialnie oddaje swoje zagubienie i bezsilność w zaistniałej sytuacji. Kreuje postać, która pomimo, że z pozoru spokojna, wybucha gniewem. Klasę kolejny raz pokazuje również Nicole Kidman, która pełna subtelności świetnie prezentuje się w scenach zarówno „ogólnego znieczulenia”, jak i z desperacją i strachem w oczach. Jednak przede wszystkim oklaski należą się Barry’emu Keoghanowi, który jako Martina kradnie każdą ze scen. Jego obłęd w oczach i determinacja biją na każdym kroku, a idealnie pasująca uroda od pierwszych minut kreuje go na psychopatycznego młodzieńca.

Zabicie świętego jelenia to kino pełne abstrakcji, które swoja kontrowersją przekracza granice komfortu i zadziwia subtelnością i niepokojem. Film, który poza ogromną dawką emocji dostarcza duszności i psychologicznych gier, które zdecydowanie buduje niezapomniany klimat.


Patrycja Strempel



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz