piątek, 15 grudnia 2017

Gwiezdne wojny: Ostatni Jedi (2017) - recenzja

Brak komentarzy:
 
Gwiezdne wojny: Ostatni Jedi (2017)
Reżyseria: Rian Johnson
Gatunek: Przygodowy, Sci-fi
Premiera w Polsce: 14 grudnia 2017
 
Sentymentalny powrót do świata świetlnych mieczy trwa. O ile premierze Przebudzenia mocy towarzyszył hype, nostalgia i globalna promocja, tak Ostatni Jedi, który zawitał do naszych kin nie potrzebował aż takiej reklamy, aby budzić spore emocje. Na szczęście to oczekiwanie nie było na marne, a nowa część sagi z akcją dawno, dawno temu w odległej galaktyce nie rozczarowuje.
Ruch Oporu pod wodzą wojowniczej księżniczki Lei nadal toczy boje z złowieszczym Najwyższym Porządkiem. I choć buntownicy wygrywają pod dowództwem znanego z poprzedniej części Poe Damerona, niestety sporym kosztem, pierwsze starcie, to galaktyczni następcy Imperium nie dają za wygraną i rozpoczynają pościg za flotą Ruchu Oporu. Tymczasem gdzieś na odległej planecie Rey odnajduje Luke’a Skywalkera i prosi go, aby ten jak niegdyś Obi-Wan Kenobi powrócił, aby przywrócić nadzieję walczącym z panującym w całej galaktyce złem. Jednak mistrz Jedi chce za wszelką cenę uniknąć angażowania w ten konflikt. A Rey nawiązuje w Mocy kontakt z Kylo Renem, jej wielkim wrogiem.

Gwiezdne wojny: Ostatni Jedi to kolejna część serii, która powiela schematy charakterystyczne dla swoich poprzedniczek. Na szczęście Rian Johnson okazuje się reżyserem, który nie tylko szanuje dorobek swoich poprzedników, świetnie czuje klimat tej kosmicznej baśni, ale nie boi się też dodać czegoś nowego i dzięki niemu podział na ciemną i jasną stronę mocy jest niewyraźny jak jeszcze nigdy. Swoim bohaterom nadaje rysy charakteru, dzięki którym stają się znacznie ciekawsi, a nasze uczucia względem nich płynnie się zmieniają. Luke Skywalker, doświadczony mistrz Jedi, nadal ma w sobie coś z żartownisia i zawadiaki. Jednak to co widział i przeżył, odbiło też na jego duży piętno traum, a na co dzień towarzyszy mu rozgoryczenie. Co świetnie oddaje znakomity Mark Hamill, aktor, którego kariera nie potoczyła się tak jak powinna. Na najciekawszych bohaterów całego uniwersum wyrastają Rey i Kylo Ren. W poprzedniej części niebyły to fascynujące postaci, lecz teraz dostajemy znacznie więcej informacji o tych bohaterach, a ich portrety psychologiczne stają się bardziej skomplikowane. Można wreszcie też docenić castingowy, niezwykle trafiony, ale nieoczywisty wybór ich odtwórców. A ich wspólne sceny to prawdziwa wojna gwiazd o uwagę widza, w której dobrze radzi sobie odgrywająca Rey Daisy Ridler, którą dopiero filmy z serii Star Wars uczyniły rozpoznawalną, jak i grający Kylo Rena Adam Driver, który przed otrzymaniem tej roli był już cenionym aktorem z udanym serialem, dobrymi filmami i Pucharem Volpi otrzymanym na MFF w Wenecji na koncie. Świetny w swojej roli jest też Oscar Isaac, zuchwały Poe Dameron wydaję się być postacią skrojoną pod jego aktorski temperament, i choć to kolejna część widać, że nie jest tym bohaterem znudzony. Świetne są też nowe gwiazdy w rolach drugoplanowych. Laura Dern świetnie pasuje do roli wyniosłej wiceadmirał Holdo i dba o to, abyśmy jak najdłużej nie przejrzeli jej postaci. A Benicio del Toro jako DJ  jest tak znakomity, że tylko żałujemy, że tak rzadko widzimy go na ekranie. Nieco słabiej wypada John Boyega, choć jego wątek, w którym towarzyszy mu Kelly Marie Tran jako Rose, wprowadza sporo energii i poczucia humoru do całego filmu.
Jednak ten film to nie tylko aktorzy, ale też znakomite efekty specjalne i imponujące scenografie, które ani przez moment nie wypadają słabo czy tandetnie. A wygenerowana komputerowo część scen Carrie Fisher jako Leia, choć może nie jest to właściwy kierunek dla kina, jest majstersztykiem możliwości współczesnej kinematografii.
Wszystko to podane jest w sposób, który ani na moment nie traci dynamiki i nawet sceny ze wspomnień bohaterów nie nudzą, a sprawiają tylko, że chcemy więcej.

Gwiezdne wojny: Ostatni Jedi to parada efektów specjalnych, CGI, wybuchów i innych fajerwerków podlana sosem z sentymentalizmu i wartkiej akcji. Ten film fanów serii zachwyci, a całej reszty na pewno nie zniechęci do zapoczątkowanego przez George’a Lucasa uniwersum. 


Daniel Mierzwa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz