piątek, 8 grudnia 2017

Na karuzeli życia (2017) - recenzja

Brak komentarzy:
 
Na karuzeli życia (2017)
Reżyseria: Woody Allen
Gatunek: Dramat
Premiera w Polsce: 1 grudnia 2017

Woody Allen mimo zaawansowanego wieku tworzy w zaskakująco szybkim tempie i z godną podziwu regularnością, co roku wypuszcza jeden film. O ile regułą jest jeden jego obraz w kinie w roku, o tyle żadnej prawidłowości nie ma, jeśli chodzi o jakość jego dzieł, choć mimo to nigdy nie brakuje im błyskotliwości i zawsze można liczyć na porcję inteligentnej rozrywki. Tak jest i z Na karuzeli życia pomimo tego, że to jeden z najsłabszych w ostatnich  latach filmów neurotycznego mistrza  z Nowego Jorku.

Legendarny półwysep Coney Island, zagłębie parków rozrywki, słynne też z plaży i promenady. Właśnie tutaj na terenie jednego z lunaparków mieszka i pracuje Ginny, kelnerka, niespełniona aktorka, matka, żona (i od pewnego momentu również kochanka) oraz jej mąż, porywczy operator karuzeli Humpty. Ich życie na pewno nie należy do najbardziej uporządkowanych, mimo to udaje im się zachowywać względny spokój egzystencji. To wszystko jednak do czasu  aż w ich domu zjawi Carolina, córka Humpty’ego, z którą ten zerwał kontakt, z niebezpiecznymi gangsterami na karku. Żeby tego było mało Ginny nawiązuje romans z Mickey’em – ratownikiem, który marzy o karierze dramatopisarza, a później zaczyna również marzyć o Carolinie.  
Na karuzeli życia to film, który posiada wszystkie cechy charakterystyczne dzieł Allena. Jest tutaj fenomenalna obsada. Kate Winslet po raz kolejny udowadnia, że nie przez przypadek stała się jedną z najbardziej cenionych aktorek w Hollywood, a rolą Ginny udowadnia, że ma talent i ogromne aktorskie doświadczenie. Każda zagrana przez nią emocja pozbawiona jest fałszu, a każda kwestia wypada przekonująco i właściwie każdego potrafi na ekranie w tym filmie przyćmić. Jim Belushi w roli kompulsywnego Humpty’ego sprawia wrażenie jakby rola została skrojona specjalnie dla niego. I choć Juno Temple i Justin Tiberlake nie okazują się w tym filmie aktorskimi perłami, to jednak swoje role odgrywają wiarygodnie i świetnie odnajdują się w wykreowanym na ekranie świecie.
Klimat filmu znakomicie budują zdjęcia mistrza Vittorio Storaro. Pełne barw i światła tworzą magiczny świat na ekranie, a przy tym podkreślają piękno scenografii, plenerów i kostiumów.

Problemem Na karuzeli życia jest niestety scenariusz. Nie można odmówić mu pomysłowości, mamy też typowe dla filmów Allena skomplikowane relacje i związki, skrywane emocje i potrzeby, które poszukują ujścia. Zgrabnie wplecione są wątki wpływających nawet po latach na życie błędach przeszłości,  nie zawsze oczywistych relacji między rodzicem i dzieckiem, problemach patchworkowych rodzin i rywalizacji między witalną młodością, a latami doświadczeń. Niestety wszystko to potraktowane jest bardzo powierzchownie, a każdy temat zostaje ledwie muśnięty. A karuzeli wątków głębi nie jest w stanie nadać nawet bardzo dobra gra obsady, czy techniczne walory filmu. Nie ratuje go nawet nieoczywiste zakończenie. Bo to puenta, do której droga wiodła jedynie na skróty.

Na karuzeli życia to film, który miał potencjał na mistrzowski dramat z psychologicznym zacięciem. Efekt nie jest jednak tak imponujący, jak mógłby być. Warto jednak pamiętać, że nawet średni obraz Woody’ego Allena to i tak klasa wyżej niż większość filmów, które zalewają nasze kina.


Daniel Mierzwa

Za możliwość przejażdżki na karuzeli życia dziękujemy kinu Cinema City Punkt 44 w Katowicach. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz