sobota, 14 października 2017

Krucyfiks (2017) - recenzja

2 komentarze:
 
Krucyfiks (2017)
Reżyseria: Xavier Gens
Gatunek: Horror 
Premiera w Polsce: 13 października 2017

Wyjście do kina na horror często jest jedynie przyjemnością dla masochistów, co spowodowane jest ogromną ilość złych i wtórnych filmideł. Ich scenariusze różnią się jedynie tytułem, a reżyserami są twórcy, którzy do wyboru mają albo nakręcenie tego filmu, albo udanie się po zasiłek dla bezrobotnych. Tak też jest z horrorem Krucyfiks.

Nicole Rawlins jest młodą dziennikarką, która zainspirowana usłyszaną historią skazanego za zabójstwo księdza, którego ofiara zmarła podczas egzorcyzmów i kierowana swoim żalem po śmierci matki (o czym zostajemy poinformowani już w jednej z pierwszych scen, bo przecież widz nie jest od tego, aby czegokolwiek o psychice i motywacjach bohaterów musiał się domyślać) wyrusza do Rumunii, gdzie całe to wydarzenie miało miejsce. Zaczyna tam prowadzić dziennikarskie śledztwo. A sprawa śmierci zakonnicy okazuje się dużo bardziej skomplikowana, a granica między chorobą psychiczną, a opętaniem bardzo niejasna, co uświadamia jej lokalny biskup. W międzyczasie dziewczyna prowadzi też filozoficzne dysputy i rozważania o wierze z miejscowym  księdzem, który wydaje jej się bardzo atrakcyjny.
Krucyfiks to film, który zamiast nas straszyć bawi. Już sama sytuacja, gdy bohaterka trafia do Rumunii, która choć wygląda jak zatrzymana w XIX wieku budzi pierwsze uśmiechy. I jeżeli myślicie, że Polska to dziwny kraj, to aż strach pomyśleć, co Amerykanie myślą o Rumunii przestawiając ją jako krainę, której mieszkańcy wystrojeni są jak mormoni, jednak biegle władają językiem angielskim, niezależnie od profesji, zakonnice to tylko młode dziewczęta, którym zdarza się pomieszkiwać z braćmi przyjaciółek, a księża piją wino z turystkami. I jeżeli władze Kazachstanu rozważały podanie do sądu twórców filmu Borat: Podpatrzone w Ameryce, aby Kazachstan rósł w siłę, a ludzie żyli dostatniej, to władze Rumunii powinny też zastanowić się nad takim krokiem w kierunku twórców Krucyfiksu.
Jeżeli chodzi o same stanowiące klamrę filmu sceny opętania, które jest głównym wątkiem filmu, są bardzo słabe. Otwierająca sekwencja to poszarpany montaż, nieco krwi i słowa w egzotycznym języku, z których jedno może brzmieć bardzo swojsko. Natomiast zamykająca sprawia wrażenie jakby nakręcona została trochę na szybko, nie trwa zbyt długo, bohaterka trochę lewituje, trochę miota się po szopie i tyle.
Jeżeli chodzi o grę obsady, dialogi i reżyserię wszystko jest tutaj na równym, złym poziomie. Nieco lepiej wypadają zdjęcia, ale tylko dlatego, że pokazują ciekawe lokalizacje, bo nie ma właściwie żadnej gry światłem, artystycznych zabiegów, czy czegokolwiek, co udowodniłoby, że zatrudniony przy tym filmie operator jest lepszy niż ci pracujący przy realizacji paradokumentów, które znamy z telewizji.
Krucyfiks to film, którego seans można porównać do oglądania powtórki sylwestrowego koncertu – powtórka z rozrywki budzącej tylko zażenowanie.


Daniel Mierzwa

2 komentarze:

  1. Po przeczytaniu tej recenzji muszę się obmyć z błota

    OdpowiedzUsuń
  2. O masakra ja bym tego nie obejrzała bo raz ze to horror a dwa ze jest tak kiczowaty :P

    Zapraszam http://ispossiblee.blogspot.com/2017/10/modnie-do-spania.html

    OdpowiedzUsuń