Geostorm (2017)
Reżyseria: Dean Devlin
Gatunek: Katastroficzny
Premiera w Polsce: 20 października 2017
Katastrofy
ekologiczne przepowiada coraz więcej filmów. Tornada, czy wielkie fale tsunami
twórcy zapowiadają niczym telewizyjne stacje pogodowe, zwykle pokazując, że nie
ma co się starać i tak przetrwa jedna rodzina lub grupka bogaczy, która zdąży
dotrzeć na magiczną arkę ratunkową. Podobne przesłanie ma również najnowszy
film Deana Devlina, twórcy scenariuszy Gwiezdnych wrót, czy Dnia
Niepodległości. Reżyser jednak idzie o krok dalej i łączy klasyczne katastrofy
z satelitą w kosmosie i globalnym spiskiem, utwierdzając nas jedynie w przekonaniu,
że tylko Stany Zjednoczone mogą rozwiązać wszelkie problemy współczesnego
świata.
Fabuła
filmu Geostorm początkowo wydaje się interesująca. Zapowiada się jako
akceptowalne kino katastroficzne, w którym wybuchy i kolejne upadające cywilizacje
zapewnią rozrywkę podczas seansu. Jednak od początku... Film ten to głównie Jake
Lawson – wybitny inżynier, który wraz z międzynarodowym zespołem podjął się budowy
sieci satelitów, które mają powstrzymywać postępujące klęski żywiołowe na
świecie. Oczywiście za koleją rzeczy idzie konflikt z bratem, który ogranicza
jego dostęp do projektu, na szczęście przez lata stacja funkcjonuje prawidłowo,
do czasu gdy niespodziewanie maszyna buntuje się, a Jake wraca do łask i
wysłany w kosmos stara się naprawić sytuację. W tym samym czasie brat „superbohatera”
Max na Ziemi będzie starał się odkryć, kto z wysoko postawionych urzędników
odpowiada za ten spisek, a po godzinach ukrywać swój związek z agentką Secret
Service. Jak zwykle rozpoczyna się wyścig z czasem, a wielki zegar na ekranie
odlicza kolejne minuty do światowej zagłady. Na domiar złego, poza światem do destrukcji
ma również dojść na stacji kosmicznej, która była domem dla międzynarodowej społeczności,
jednak nie należy zapominać, że na początku nasz główny bohater obiecał córce,
że wróci!
Twórcy
prezentując takie filmy sprawiają, że gorzej widzimy. Nie oferują żadnych
nowości, a jedynie bardziej kosmiczną wersję San Andreas, czy innego Pojutrze. Wprowadzają
bałagan, przez nadmierną ilość pobocznych wątków i postaci, bo przecież każdy
chce mieć swój udział w zbawianiu świata. Tworzą swoistą parodię naukowców, a przy
tym popadają w schematy i nadmierną emocjonalność. Zarzucają widza efektami,
martwymi ciałami i fabularnymi brakami.
Geostorm
w całej swojej widowiskowości świetnie pokazuje schematy, jakimi rządzi kino. W
każdej ze scen doświadczamy wymuszonego poszukiwania nowości, jednak przy tym
popada w odtwórczość, z denerwującym głosem młodej narratorki, który niczym
klamra otwiera i zamyka ten pełen chaosu świat.
Patrycja
Strempel
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz