niedziela, 22 kwietnia 2018

Wyspa psów (2018) - recenzja

2 komentarze:
 
Wyspa psów (2018)
Reżyseria: Wes Anderson
Gatunek: Animacja, Komedia, Przygodowy 
Premiera: 20 kwietnia 2018

Niewątpliwy król świata wyobraźni, mistrz niebanalnego poczucia humoru i prawdziwy magik kina- Wes Anderson powraca z nowym filmem. I po raz drugi w swojej karierze sięga po animację i zabiera nas w wyrafinowany świat, który mógł narodzić się tylko w jego głowie.

Niedaleka przyszłość w japońskiej metropolii Megasaki nie wydaje się rajem dla psich przyjaciół człowieka. W wyniku epidemii psiej grypy i pyskowej gorączki decyzją burmistrza tego wielkiego miasta wszystkie psy mają zostać zesłane na ogromne wysypisko- Wyspę Śmieci. Pierwszą ofiarą okrutnego dekretu zostaje Ciapek, pies-ochroniarz Atariego, adoptowany przez burmistrza Kobayashiego chłopiec, który w wyniku katastrofy stracił najbliższych. Jakiś czas później chłopiec wyrusza na wyspę, żeby odnaleźć swojego utraconego kudłatego przyjaciela. Tam trafia pod skrzydła, a właściwie łapy, Wodza, Szefa, Reksa, Księcia i Króla, członków psiej społeczności, która utworzyła się na wielkim śmietnisku. Razem z nimi wyrusza w wyprawę, aby odnaleźć Ciapka. Tym czasem w Megasaki trwają badania nad lekiem na dręczące psy choroby, starania naukowców może przekreślić jednak opór władz miasta i śmierć profesora Watanabe, twórcy medykamentów i lidera opozycyjnej Partii Naukowców. Jednak grupa uczniów pod wodzą amerykańskiej uczennicy Tracy Walker nie chce dopuścić do realizacji planów ostatecznego rozwiązania kwestii psiej.
Wes Anderson to mistrz tworzenia szalonych światów pełnych czarnego humoru i niespodziewanych rozwiązań fabularnych. I Wyspa psów  potwierdza taki stan rzeczy. Tym razem zabiera nas do Japonii, lecz nie jest to Japonia rzeczywista, ale przefiltrowana przez jego wrażliwość, kulturowe kalki i stereotypy kraina z wyobrażeń. Mimo wszystko nie staje się pastiszem ani kiczowatą pocztówką. Jeśli nawiązuje do japońskich twórców, to tylko do mistrzów, z szacunkiem podchodzi do orientalnej kultury i samych Japończyków, którzy mieli spory udział w powstaniu filmu. Japońskie postaci mówią też tylko w ojczystym języku, co wzbudziło kontrowersje. Anderson zadaje w ten sposób pytania o istotę komunikacji, znaczenie język i możliwość porozumienia ponad językowymi podziałami. Sprawia też, że Wyspa psów, choć animowana i o zwierzęcych bohaterach bliższa jest rzeczywistości niż wiele innych filmów, bo przecież w prawdziwym świecie nie ma napisów, a komunikacja i tak jest możliwa, o ile tylko się tego chce. A przy tym rozlicza się z światem pełnym uprzedzeń, wykluczenia, poszukiwania wrogów i propagandy.
Wes Anderson kolejny raz tworzy pełne uroku dzieło, któremu jednak daleko do hollywodzkiego lukru. Wyspa psów nie jest najlepszym dziełem w jego dorobku, ale i tak to odtrutka na przesłodkie animacje, która przenosi nas w stylowy, mądry i często przezabawny świat.


Daniel Mierzwa

2 komentarze:

  1. UUU akurat znów nie dla mnie heheh :D

    Zapraszam https://ispossiblee.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Byłem ciekawy Waszej opinii. Zatem czas iść do kina.

    OdpowiedzUsuń