Player One (2018)
Reżyseria:
Steven Spielberg
Gatunek:
Przygodowy, Akcja, Sci-Fi
Premiera
w Polsce: 6 kwietnia 2018
Steven Spielberg to
reżyser znany chyba każdemu bo od lat tworzy filmy, które wchodzą do kanonu
popkultury. W końcu to bohaterami jego filmów byli E.T. czy Indiana Jones.
Dlatego wielu z wypiekami na twarzy czekało na jego ekranizacje napakowanej
odniesieniami do kultury masowej, niczym keks bakaliami, powieści Player One
Ernesta Cline. Z jak efektem możemy zobaczyć w kinie.
Wade Watts mieszka z
ciotką i jej nieudolnym partnerem w slamsach przypominających piętrowe
złomowisko w amerykańskim Columbus. Jego życie to jednak nie problemy biedoty,
a wirtualna rzeczywistość zwana OASIS. Tam każdy mogę być kim tylko chce,
kryjąc się pod wybranym awatarem i robić tam, co zechce. W świat wirtualnej
zabawy wkrada się jednak poważna rywalizacja, gdy twórca OASIS umiera i
pozostawia do odnalezienia trzy klucze. Ten, kto je odnajdzie zostanie
właścicielem całego wirtualnego świata OASIS. Wade, pod postacią swojego
awatara- Perzivala, wraz z grupa dawnych, jak i nowych przyjaciół z wirtualnej
rzeczywistości musi zacząć walczyć nie tylko o swój sukces, ale tez o wolność
innych graczy i właśnie życie.
Steven Spielberg raczył
nas ostatnio politycznie zabarwionymi i pełnymi patosu dramatami, które jednak
nie były dziełami na poziomie, którego moglibyśmy się po nim spodziewać. Tym
razem sięga pod dzieło rozrywkowe, pełne akcji, o dość przewidywalnym
zakończeniu i morale, ale nie pozwala, aby ani na moment Player One stał się
tylko i wyłącznie przygodową papką. Dba o psychologię postaci, wiarygodność
przedstawionego świata i nie traci poczucia humoru. Dzięki temu dostajemy kino,
które chce się oglądać. I to nie tylko, aby wyłapywać nawiązania do popkultury
i to nie tylko do jej najoczywistszych symboli. Bo sporo tutaj gier na Atari,
liczna jest reprezentacja postaci z anime, a rozkoszą dla każdego kinomana
będzie tez nawiązanie do kultowego Lśnienia Stanley Kubricka.
Player One to
imponujące dziecko fascynacji popkulturą
człowieka, który sam bez wątpienia jest jej ikoną.
Daniel Mierzwa
Boję się filmów tego reżysera. Tyle już rozczarowań, że każdy kolejny oglądam raczej w towarzystwie, gdy nie ma innej alternatywy.
OdpowiedzUsuń