niedziela, 18 marca 2018

120 uderzeń serca (2017) - recenzja

2 komentarze:
 
120 uderzeń serca (2017)
Reżyseria: Robin Campillo 
Gatunek: Dramat
Premiera w Polsce: 11 maja 2018
Robin Campillo przez lata robił we francuskim kinie karierę scenarzysty. I miał na koncie liczne sukcesy w tej dziedzinie, w tym udział w laurach dla zdobywcy Złotej Palmy na MFF w Cannes w 2009 roku – filmu Klasa w reżyserii Laurenta Canteta. Później spróbował swoich sił w reżyserii. Jego pierwszym filmem był dramat sci-fi Les revenants. Jednak liczne wyróżnienia przyniósł mu jego drugi obraz Eastern boys, który był dziełem świeżym, kontrowersyjnym i pełnym obyczajowej odwagi. Wielu więc zastanawiało się jaki będzie jego kolejny film i z niecierpliwością czekało na premierę 120 uderzeń serca podczas canneńskiego festiwalu. A ten poruszył widzów, zachwycił krytyków, a festiwalowe jury przyznało mu Grand Prix.

Akcja filmu dzieje się w Paryżu na początku lat 90. Film zaczynają burzliwe narady organizacji ACT UP, która za cel przyjęła edukację na temat HIV i AIDS i prewencję przed kolejnymi zachorowaniami. Następnie śledzimy ich działania – konferencje, dyskusje, parady i happeningi. Poznajemy też bohaterów- działaczy organizacji. Starającego się zachowywać spokój przewodniczącego tej organizacji Thibaulta, wyważoną i konkretną Sophie, ekspresywnego i pełnego temperamentu Seana, czy nowego członka organizacji, nieśmiałego Nathana. Właśnie między nim, a Seanem zaczyna rodzić się uczucie, które kompiluje fakt, że Sean jest zakażony wirusem HIV, a Nathan jest zdrowy.
Początek filmu ma raczej charakter publicystyczny. A reżyser radzi sobie z nim bardzo dobrze. Dba o prawidłowe tempo i odpowiednią temperaturę pojawiających się sporów. Zestawia też postawy bohaterów, zmuszając nas do refleksji, jak należy podejść do społecznego problemu, o którym mówi film, mówiąc nam wprost, że chodzi o życie chorych ludzi. Później 120 uderzeń serca skręca w stronę melodramatu. Obserwujemy pełen czułości, pokazany z charakterystyczną dla tego reżysera otwartością, związek. Jednak i tej tematyce film długo nie pozostaje wierny przepoczwarzając się w poruszające studium umierania. Cierpiący Sean, ofiara epidemii AIDS, uświadamia jak okropna to choroba, na której tak naprawdę niewiele wiemy. Obserwujemy jak bohater chudnie, traci siły, a dolegliwości degradują też jego życie, ograniczając jego egzystencję do bezczynnego cierpienia leżąc w łóżku.
Reżyser przez cały film nie traci jednak z oczu celów, o które walczą działacze ACT UP, dzięki czemu ich działania zyskują twarz. Zaczynami rozumieć, że nie walczą w imię idei (lub nie tylko w jej imię), ale przede wszystkim o życie swoje i innych, aby jak najmniej osób podzieliło los Seana.
Spora zasługa w tym jak przekonujący jest film leży po stronie obsady. Aktorzy, choć w większości maja bardzo ograniczony materiał, bo fabuła nie pozwala im na tworzenie rozbudowanych portretów psychologicznych, stworzyli mistrzowskie kreacje. Najjaśniej na ekranie błyszczy Nahuel Perez Biscayrat w roli Seana. Ale nie wiele gorzej prezentują się Arnaud Valois jako Nathan, Antoine Reinartz jako Thibault, czy nowa gwiazda francuskiego kina Adele Haenel jako Sophie.

120 uderzeń serca to niewątpliwie film polityczny i społecznie zaangażowany, reżyser nie postawił jednak na to, że jego obraz obroni się samą tematyką i dzięki temu dostajemy też ponad dwugodzinny świetnie zrealizowane dzieło. Nie ucieka też od poważnych tematów i dydaktyki, ale można jedynie życzyć wszystkim, którzy też tworzą zaangażowane dzieła, aby robili to z takim efektem – porywającym i bez chwili nudy. 


Daniel Mierzwa

2 komentarze:

  1. Mocny film :)

    Zapraszam https://ispossiblee.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. A mnie ta polityka bardzo denerwowała. W ogóle nie przepadam za dziełami, gdzie mamy męczenników i bojowników w imię czegoś, co nie jest nakreślone z wielu punktów widzenia.

    OdpowiedzUsuń