Song to Song (2017)
Reżyseria:
Terrence Malick
Gatunek:
Dramat, Muzyczny
Premiera
w Polsce: 19 maja 2017
Terrence Malick, jeden
z najbardziej cenionych twórców amerykańskiego kina arthouse’owego, zdobywca
Złotej Palmy i Złotego Niedźwiedzia, po dłuższej nieobecności powraca na ekrany
polskich kin. Tym razem z filmem, który nie miał wcześniej premiery na żadnym z
wielkich filmowych festiwali – Song to song.
Film jest opowieścią o
skomplikowanych miłosnych relacjach czwórki bohaterów. Jak pierwszą poznajemy
Faye, młodą dziewczynę tkwiącą w opartym głównie na erotycznym przyciąganiu
związku z Cookiem, znanym producentem muzycznym, który jest również jednym z
najważniejszym bohaterem tego obrazu. Wkrótce jednak w jej życiu pojawia się
BV, marzący o wielkiej karierze muzyk. Trójka bohaterów krąży między sobą w
miłosnych (damsko-męskich) i przyjacielskich (męsko-męskich) relacjach, aż do
czasu, gdy w życiu Cooka pojawia się Rhonda, kelnerka z niezbyt ekskluzywnego
baru. Po początkowej fazie stabilizacji w ich życiach, wszystko jednak zaczyna
się rozpadać, a bohaterowie poszukują spełnienia w innych relacjach.
Song to song stara się
prześwietlić trudne związki ludzi, którzy nie zawsze do nich dojrzeli. I mimo,
że kieruje nim koncept, który w psychologicznym dramacie mógłby się spełnić
znakomicie. Bo sceny z życia bohaterów przeplatane są wycinkami z muzycznego,
kultowego dla fanów muzyki alternatywnej, festiwalu SWSX w teksańskim Austin.
Nie nadaje to filmowi jednak żadnej lekkości, a wręcz przeciwnie, zaburza
odczytywanie skomplikowanych relacji, które przedstawione są tutaj z typowym
dla Malicka dystansem, więcej jest pełnych głębi spojrzeń, drobnych, ale
czułych gestów, niż deklaracji czy
miłosnych wynurzeń. Unika
melodramatycznej konwencji, ale jednocześnie nie pozwala się skupić na
uczuciach bohaterów. A te mogły być koncertowo (a w tym filmie określenie to
byłoby idealne) zagrane, w końcu w obsadzie w rolach głównych mamy Rooney Marę,
która okazuje się mistrzynią opartej na niuansach, emocjonalnej gry, i jest to
rola pod tym względem bliska jej znakomitemu występowi w Carol Todda Haynesa,
Michaela Fassbendera, który jak nigdy nie zawodzi, Natalie Portman, która nie
pokazuje pełni swoich aktorskich
możliwości, ale też na ekranie nie drażni, i Ryana Goslinga, który
grając BV odgrywa artystowską wersję swojej roli z La La Land. Równie
imponujący jest drugi plan. Mamy tutaj zdobywczynie Oscar – zachwycającą jak
zwykle Cate Blanchett i zmysłową Holly Hunter oraz była dziewczynę Bonda -
Berenice Marlohe oraz Vala Kilmera. Wrażenie robią też gwiazdy muzyki w
licznych epizodach. Jest tutaj Iggy Pop, świetna Patti Smith, czy Lykke Li, a w
tle możemy dostrzec też Florence Welch czy członków Red Hot Chilli Peppers.
A wszyscy oni pojawiają
się w kadrach znakomitego Emmanuela Lubezkiego, który pokazuje, że jak nikt
inny rozumie konwencje filmów, przy których pracuje i każda wizja reżysera z
nim może zostać zrealizowana w mistrzowski sposób.
Song to song to film, z
którym warto się zapoznać, jednak niestety bardziej jako z ciekawostką spod
ręki znanego reżysera niż z wielkim kinem. Bo intrygująca jest jego forma (choć
niektórym może przypominać naszpikowaną gwiazdami, oświetloną słońcem
amerykańskiego południa wersję Wszystkich nieprzespanych nocy), świetny jest
soundtrack (zapewniający playlistę do słuchania przez kilka długich godzin i
zawiera dwie polskie pozycje, z których jedna w filmie mocno zaskakuje).
Podsumowując Song to
song to film, który nie rozczaruje fanów Terrence’a Malicka, dla całej reszty
może być nieco męczącym filmowym wyzwaniem. Ale zawsze można zamknąć oczy i
posłuchać świetnej muzyki, która pobrzmiewa w tle.
Za możliwość odkrywania magii piosenek dziękujemy kinu Cinema City Punkt 44 w Katowicach
Daniel Mierzwa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz