Jeannette. Dzieciństwo Joanny D'Arc (2017)
Reżyseria: Bruno Dumont
Gatunek: Musical
Premiera w Polsce: 8 czerwca 2018
Bruno Dumont przez lata był znany
jako twórca wymagających i poruszających dramatów z bohaterami o twarzach,
niczym postaci z kubistycznych obrazów Pabla Picassa. Kilka lat temu odkrył
jednak przed widzami swój komediowy talent, a ostatnio sięgnął nawet po taki gatunek
jak musical, kręcąc Jeannette. Dzieciństwo
Joanny D’Arc.
Młodziutka Joanna D’Arc, zanim
jeszcze stała się legendą i świętą, wiedzie życie córki francuskich wieśniaków,
ale już odczuwa budzące się w niej powołanie. W wierze, ale też w przekonaniu,
że należy podjąć działania w celu uwolnienia swojej ojczyzny umacniają ją
spotkania z dwoma zakonnicami, przyjaciółką, wujkiem i głodnymi chłopcami.
Młoda Joanna to dziewczynka pełna
żarliwości, ale też gniewu, który wyrzuca z siebie podczas śpiewu, bliskich
punkowej estetyce, pełnych buntu piosenek do przeróżnych muzycznych gatunków w
tle. A sama dziewczynka porusza się do nich w szalonych choreografiach, czyniąc
zadość myśli, że chrześcijanin tańczy. Cały film przez swoją formę odcina się
od napuszonego kina historycznego i hagiografii. Niestety pola w okolicach
Orleanu nie są ciekawą scenografią, a
kostiumy nie są zbyt efektowne, przez co całość szybko przypomina szalone jasełka.
Odejście od patosu i konwencji gatunkowych, nie wychodzi tutaj na dobre, a
powoduje jedynie poczucie oglądania, nie zawsze udanej, filmowej zgrywy. A powtarzane
gagi, z początku rzeczywiście zabawne, stają się nużące. Docenić można jedynie
to, że pod przykrywką wygłupów, Dumont stawia ważne pytania o źródła fanatyzmu,
którego coraz więcej można zaobserwować we współczesnych społeczeństwach.
Pozostaje jedynie oglądać film z
dystansem i cieszyć się z szalonej filmowej przygody jaką serwuje nam Dumont,
bez skupiania się na wadach tego dzieła, bo te są zbyt liczne, aby docenić Jeannette. Dzieciństwo Joanny D’Arc w
innej kategorii niż reżyserska odwaga.
Daniel Mierzwa
Takie mam pytanie. Podobał mi się "Mały Quiqui", z kolei "Martwe wody" uważam za najgorszy film zeszłego roku. Którą z tych pozycji bardziej przypomina nowe dzieło Dumonta? Warto ryzykować?
OdpowiedzUsuńNaszym zdaniem nie przypomina ani jednego, ani drugiego. Ale niestety oryginalność wychodzi temu filmowi na dobre. Plusem tego filmu jest to, że jest inny niż to, co się widzi zazwyczaj w kinie, zadaje ważne pytania i ma pewnie urocze szaleństwo w sobie. Ale nie jest ani zbyt zabawny, ani fabularnie porywający, ani nawet ciekawy muzycznie.
Usuń