środa, 2 maja 2018

Avengers: Wojna bez granic (2018) - recenzja

2 komentarze:
 

Avengers: Wojna bez granic (2018)

Reżyseria: Anthony Russo, Joe Russo
Gatunek: Akcja, Sci-Fi
Premiera w Polsce: 26 kwietnia 2018

Filmy Marvela od lat pokazują klasę. Pomimo nielicznych wpadek charakteryzują się perfekcyjnym prowadzeniem fabuły, wyważeniem akcji i poczuciem humoru na poziomie. Nie inaczej jest w przypadku nowej produkcji z cyklu Avengers, która stanowiła nie lada wyzwanie. Trzecia już odsłona bohaterskiego widowiska nie umniejsza pozostałym, a wręcz osiąga apogeum możliwości, brawurowo łącząc losy niemalże wszystkich postaci, które oglądaliśmy w pozostałych osiemnastu propozycjach.


Wojna bez granic stanowi świetne zwieńczenie i dopowiedzenie do pozostałych marvelowskich produkcji. Fabuła skupia się przede wszystkim wokół Kamieni Nieskończoności i Thanosa – wątków nieśmiało budowanych od samego początku. Antagonista naszych bohaterów poszukuje tych tajemniczych artefaktów, by wdrożyć w życie swój plan zniszczenia połowy Wszechświata. Dwa z sześciu kamieni kryte są na Ziemi – jeden w naszyjniku Doktora Strange’a, a kolejny jest częścią Visiona. Już od pierwszych scen widoczny jest rozmach całości produkcji, a kolejni wprowadzani bohaterowie nie wprowadzają chaosu, a jedynie kontynuują lub domykają wcześniej rozpoczęte wątki, by w odpowiednim momencie okazać się integralną częścią fabuły Wojny bez granic.

Twórcy w kolejnych scenach ocierają się niemal o perfekcję lawirując pomiędzy lekko irytującym już, jednak z klasą Tonym Starkiem podejmującym współpracę z Doktorem Strangem, Thorem spotykającym Strażników Galaktyki, czy Czarną Panterą, Hulkiem i masą innych dobrze skrojonych postaci. Pomimo natłoku bohaterów, narzekać możemy jedynie na zbyt małe poświęcenie czasu dla niektórych z nich, a nie na scenariuszowe opieszalstwo. Odpowiednio wyeksponowano również postać Thanosa, który dobrze reprezentuje cechy złego charakteru, a wszelkie wątki z nim związane, idealnie komponują się z odrębnymi bohaterskimi historiami.

Na pochwałę zasługują również efekty. Wiele w nich świeżości, a coraz to nowsze lokalizacje dobrze komponują się z licznymi wątkami. Świetnie widoczne są miliony zainwestowanych w powodzenie produkcji monet, którą można bez precedensu zaliczyć do udanych, bo z wyczuciem wyważoną. Niedosyt można jedynie poczuć w kwestii muzyki, która w porównaniu do tej z przygód Thora, czy Strażników Galaktyki wypada przeciętnie.

Avengers: Wojna bez granic to zdecydowanie pełne efekciarstwa widowisko będące świetną zapowiedzią nadchodzących premier. Pozornie oklepane postaci i żarty okraszone są niezawodną bohaterską świeżością, znaną jedynie Marvelowi.


Patrycja Strempel

2 komentarze:

  1. Apogeum możliwości to doskonałe określenie, to było coś... <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Całkiem fajny film, duża presja na sequel...
    Zapraszam serdecznie na mój blog i pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń