Kong: Wyspa Czaszki (2017)
Reżyseria: Jordan Vogt-Roberts
Gatunek: Fantasy, Przygodowy
Premiera w Polsce: 10 marca 2017
Jordan Vogt-Roberts
zasłynął wśród fanów ambitnych i inteligentnych komedii pełnym obyczajowych
obserwacji filmem Królowie lata. Po tym sukcesie czekać
tylko było na jego kolejny film. Apetyt rósł tym bardziej, że po młodego
Amerykanina upomniało się Hollywood. I tak został on reżyserem, skazanego na
bycie blockbusterem, filmu Kong:
Wyspa Czaszki.
Dziejący się w latach
70. ubiegłego wieku, tuż po wojnie w Wietnamie film opowiada o ekspedycji
zorganizowanej przez Billa Randę, uznanego za szaleńca naukowca, na niezbadany
dotychczas skrawek lądu na Oceanie Spokojnym- tytułową Wyspę Czaszki. W skład
drużyny biorącej udział w wyprawie, oprócz grupy naukowców, bierze udział
doświadczony tropiciel, były komandos SAS, James Conrad, oraz Mason Weaver,,
która sama siebie określa jako fotografka antywojenna. Nad bezpieczeństwem ich
wszystkich czuwa oddział amerykańskiej armii na czele, którego stoi
podpułkownik Packard. Okazuje się, że tropikalna wyspa nie jest rajem na Ziemi
i idealnym miejscem na wakacje, a raczej piekłem, czy miejscem z bliskim w nim
kontakcie. Dodatkowo wychodzi na jaw, że szalona teoria naukowca jest bardzo
bliska rzeczywistości. A prawdziwy cel wyprawy jest dużo mniej szlachetny niż
na początku jest to zapowiadane. Prawda jest też taka, że członkowie ekspedycji
nie są pierwszymi Amerykanami na tej wyspie, bo od czasu II wojny światowej
zamieszkuje tam amerykański żołnierz, Hank Marlow. Bohaterowie biorą udział w
serii krwawych spotkań z zamieszkującymi wyspę bestiami, w tym z tytułowym
Kongiem, który jest dużo mniej kochliwy i romantyczny niż jego
wcześniejsze ekranowe wcielenia.
Konga… otwiera bardzo
stylowa sekwencja, która przypadnie każdemu fanowi vintage. Później na ekranie
zaczyna królowa nieco bardziej komiksowa stylistyka, która świetnie pasuje do
opowiadanej historii. O ile warstwa wizualna filmu nie pozwala się do niczego
przyczepić. Efekty specjalne są naprawdę świetnie zrobione, kamera pracuje
znakomicie, a scenografie robią świetne wrażenie. Wszystkiemu towarzyszy dobra
muzyka, a na ścieżce dźwiękowej mamy znane i lubiane (a do tego dobre) przeboje
z lat 70.
Nieco gorzej jest
niestety z fabułą. Nie jest ona nawet minimalnie odkrywcza, a nawet dosyć uboga
w porównaniu nawet do innych filmów tego gatunku. Brakuje tu wzruszeń, poza
sceną, która towarzyszy końcowym napisom. Brak tu też wątku o romansowego lub
jakiegokolwiek innego, który dotyczyłby jakiś głębszych relacji między
postaciami granymi przez Toma Hiddlestona i Brie Larson. Bo ich bohaterowie aż
proszą się o taki wątek lub cokolwiek więcej niż chwycenie się za ręce.
Zresztą odgrywanie
przez aktorów ich postaci jest mocną stroną filmu, bo mimo, że ich bohaterowie
nie mają skomplikowanych psychologicznych portretów, a w bogactwie postaci mało
dowiadujemy się, o którejkolwiek z nich, to aktorzy robią, co mogą i nadają
bohaterom głębi, starają się, abyśmy zastanawiali się nad tym dlaczego ich
bohaterowie postępują tak a nie inaczej. A obsada jest tutaj przednia, poza
brytyjskim gwiazdorem i laureatką Oscara, mamy tu jeszcze Johna Goodmana w
typowej dla niego roli szaleńca z traumą, Samuela L. Jacksona jako oddanego
swoim ludziom, ale psychicznie skrzywdzonego przez wojnę podpułkownika
Packarda. Swoje robią też znany z Earl, ja i umierająca dziewczyna Greg Gaines w roli młodego żołnierza
Slivko i dający aktorski, choć bardzo bliski przegięcia, popis John C.
Reilly jako Hank Marlow.
Smaczkiem są też w tym
filmie kulturowe, i to nie tylko pop-, nawiązania. Nazwiska bohaterów
nawiązujące do twórcy i postaci z słynnej powieści Jądro ciemności Josepha
Conrada, czy postać Mason Weaver, która ze swoim nazwiskiem i opiętym
podkoszulkiem jest hołdem dla Sigourney Weaver, najtwardszej kobiety w historii
Hollywood.
Oglądając Kong: Wyspa Czaszki można mieć wrażenie, że to kolejny
film Jordana Vogt-Robertsa dla chłopaków. Tylko, że tym razem nieco mniej
dojrzałych niż poprzednio. Ale można odrzucić te uprzedzenia i dać się porwać
pełnej poczucia humoru filmowej zabawie. To kino, którego założeniem jest
dostarczenie rozrywki i z tego założenia wywiązuje się znakomicie.
Daniel Mierzwa
Za możliwość udziału w filmowej przygodzie na Wyspie
Czaszki dziękujemy kinu Cinema City Punkt 44 w Katowicach.
hahahah o niee :D
OdpowiedzUsuńZapraszam http://ispossiblee.blogspot.com/2017/03/bikini-czyli-ciekawostki-o-ktorych.html
obejrzane:D w recenzji sama prawda
OdpowiedzUsuń