Koty (2019)
Reżyseria:
Tom Hooper
Gatunek:
Dramat, Komedia, Musical
Premiera
w Polsce: 3 stycznia 2020
Andrew Lloyd Weber jest
kompozytorem, który stał się brytyjskim skarbem narodowym. Musicale z muzyką
jego autorstwa podbiły cały świat, a kilka z nich doczekało się mniej lub
bardziej udanych ekranizacji, które rzadko kiedy jednak przeszły bez echa.
Teraz jego kultowe Koty na warsztat wziął Tom Hooper, Brytyjczyk, którego
ostatnie filmy przyniosły mu dziesiątki nominacji do prestiżowych nagród oraz
cały deszcz statuetek, w tym Oscara za reżyserię, bardzo udanego, choć niepozbawionego wad,
Jak zostać królem (który mimo tytułu nie okazał się poradnikiem).
Raz do roku londyńskie
koty spotykają się na balu, na którym jeden z nich wygra konkurs, dzięki
któremu uzyska szansę na nowe, lepsze życie. Zwycięzcą konkursu zostanie ten,
który zaśpiewa najlepszą piosenkę o sobie, dlatego też nie ma żadnej fabuły, a
jedynie wokalne popisy poszczególnych bohaterów, który bywa, że pojawiają się
tylko po to, aby wykonać jedną piosenkę i tyle widzimy ich na ekranie.
Całość to niestety
festiwal budzących niepokój dziwactw. Pół-ludzie, pół-koty prężą się, często w
bardzo sugestywnych pozach, na tle wyludnionego Londynu skąpanego w świetle
neonów niczym Los Angeles w Łowcy androidów, przez to całość przypomina
postapokaliptyczny horror o ludzko -zwierzęcych hybrydach, które na własne
futra zakładają inne futra, o ile nie potrafią zdjąć własnej skóry, pod którą
mają drugą – brokatową. Tak, tak, właśnie taki chaos panuje na ekranie. Bo
oprócz sporej ilości futerka, błysku, wąsików i zakładającej kocią łapkę za
głowę Judi Dench (ostrzegam, że reakcją obronną organizmu na taki widok jest
utrata przytomności!), są też tresowane karaluchy, śpiewające myszy (oczywiście
też z ludzkimi twarzami, twórcy uznali chyba, że jak ma być dziwnie, to niech
jest już dziwnie do potęgi) i magiczne sztuczki.
A pomimo wszystkich
tych elementów oraz dynamicznej choreografii i licznych piosenek, Koty nie unikają przestojów i zdarza się podczas
seansu ziewnąć (choć częściej zdarza się mieć ochotę, aby uciec z kina i przez długi czas do niego nie
wracać). W całym filmie bronią się jedynie piosenki, a całość wydaję się
stworzona tylko po to, aby mógł wybrzmieć szlagier Memory i niewątpliwie udanym
i poruszającym wykonaniu Jennifer Hudson.
Koty to przypadek
musicalu, którego mimo przebojowości i popularności, nie udało się z sukcesem przenieść z desek teatrów na filmowy ekran. Zamiast poruszającej opowieści,
dostajemy dziwaczną historię, która przypomina jakiś bardzo zły sen fana
musicali. I aż dziwne, że obrońcy praw zwierząt
nie reagują na ten film, bo
wyraźnie narusza on godność kotów. A
kina, każdemu, kto zamierza się na niego wybrać, powinny wydawać okulary ochronne,
bo wzrok może poważnie ucierpieć oraz powinno się zabraniać spożywania podczas seansu tego filmu popcornu, ponieważ istnieje zbyt wysokie ryzyko zakrztuszenia podczas oglądania na
ekranie tak dziwacznych zjawisk.
Daniel Mierzwa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz