wtorek, 7 stycznia 2020

Koty (2019) - recenzja

Brak komentarzy:
 
Koty (2019)
Reżyseria: Tom Hooper
Gatunek: Dramat, Komedia, Musical
Premiera w Polsce: 3 stycznia 2020

Andrew Lloyd Weber jest kompozytorem, który stał się brytyjskim skarbem narodowym. Musicale z muzyką jego autorstwa podbiły cały świat, a kilka z nich doczekało się mniej lub bardziej udanych ekranizacji, które rzadko kiedy jednak przeszły bez echa. Teraz jego kultowe Koty na warsztat wziął Tom Hooper, Brytyjczyk, którego ostatnie filmy przyniosły mu dziesiątki nominacji do prestiżowych nagród oraz cały deszcz statuetek, w tym Oscara za reżyserię, bardzo udanego, choć niepozbawionego  wad,  Jak zostać królem (który mimo tytułu nie okazał się poradnikiem).


Raz do roku londyńskie koty spotykają się na balu, na którym jeden z nich wygra konkurs, dzięki któremu uzyska szansę na nowe, lepsze życie. Zwycięzcą konkursu zostanie ten, który zaśpiewa najlepszą piosenkę o sobie, dlatego też nie ma żadnej fabuły, a jedynie wokalne popisy poszczególnych bohaterów, który bywa, że pojawiają się tylko po to, aby wykonać jedną piosenkę i tyle widzimy ich na ekranie.

Całość to niestety festiwal budzących niepokój dziwactw. Pół-ludzie, pół-koty prężą się, często w bardzo sugestywnych pozach, na tle wyludnionego Londynu skąpanego w świetle neonów niczym Los Angeles w Łowcy androidów, przez to całość przypomina postapokaliptyczny horror o ludzko -zwierzęcych hybrydach, które na własne futra zakładają inne futra, o ile nie potrafią zdjąć własnej skóry, pod którą mają drugą – brokatową. Tak, tak, właśnie taki chaos panuje na ekranie. Bo oprócz sporej ilości futerka, błysku, wąsików i zakładającej kocią łapkę za głowę Judi Dench (ostrzegam, że reakcją obronną organizmu na taki widok jest utrata przytomności!), są też tresowane karaluchy, śpiewające myszy (oczywiście też z ludzkimi twarzami, twórcy uznali chyba, że jak ma być dziwnie, to niech jest już dziwnie do potęgi) i magiczne sztuczki.

A pomimo wszystkich tych elementów oraz dynamicznej choreografii i licznych piosenek, Koty  nie unikają przestojów i zdarza się podczas seansu ziewnąć (choć częściej zdarza się mieć ochotę, aby uciec z kina i przez długi czas do niego nie wracać). W całym filmie bronią się jedynie piosenki, a całość wydaję się stworzona tylko po to, aby mógł wybrzmieć szlagier Memory i niewątpliwie udanym i poruszającym wykonaniu Jennifer Hudson.

Koty to przypadek musicalu, którego mimo przebojowości i popularności, nie udało się z sukcesem przenieść z desek teatrów na filmowy ekran. Zamiast poruszającej opowieści, dostajemy dziwaczną historię, która przypomina jakiś bardzo zły sen fana musicali. I aż dziwne, że obrońcy praw zwierząt  nie reagują  na ten film, bo wyraźnie narusza on godność  kotów. A kina, każdemu, kto zamierza się na niego wybrać, powinny wydawać okulary ochronne, bo wzrok może poważnie ucierpieć oraz  powinno się zabraniać spożywania podczas seansu tego filmu popcornu, ponieważ istnieje zbyt wysokie ryzyko zakrztuszenia podczas oglądania na ekranie tak dziwacznych zjawisk.


Daniel Mierzwa


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz