niedziela, 22 października 2017

Geostorm (2017) - recenzja

Brak komentarzy:
 
Geostorm (2017)
Reżyseria: Dean Devlin
Gatunek: Katastroficzny
Premiera w Polsce: 20 października 2017

Katastrofy ekologiczne przepowiada coraz więcej filmów. Tornada, czy wielkie fale tsunami twórcy zapowiadają niczym telewizyjne stacje pogodowe, zwykle pokazując, że nie ma co się starać i tak przetrwa jedna rodzina lub grupka bogaczy, która zdąży dotrzeć na magiczną arkę ratunkową. Podobne przesłanie ma również najnowszy film Deana Devlina, twórcy scenariuszy Gwiezdnych wrót, czy Dnia Niepodległości. Reżyser jednak idzie o krok dalej i łączy klasyczne katastrofy z satelitą w kosmosie i globalnym spiskiem, utwierdzając nas jedynie w przekonaniu, że tylko Stany Zjednoczone mogą rozwiązać wszelkie problemy współczesnego świata.


Fabuła filmu Geostorm początkowo wydaje się interesująca. Zapowiada się jako akceptowalne kino katastroficzne, w którym wybuchy i kolejne upadające cywilizacje zapewnią rozrywkę podczas seansu. Jednak od początku... Film ten to głównie Jake Lawson – wybitny inżynier, który wraz z międzynarodowym zespołem podjął się budowy sieci satelitów, które mają powstrzymywać postępujące klęski żywiołowe na świecie. Oczywiście za koleją rzeczy idzie konflikt z bratem, który ogranicza jego dostęp do projektu, na szczęście przez lata stacja funkcjonuje prawidłowo, do czasu gdy niespodziewanie maszyna buntuje się, a Jake wraca do łask i wysłany w kosmos stara się naprawić sytuację. W tym samym czasie brat „superbohatera” Max na Ziemi będzie starał się odkryć, kto z wysoko postawionych urzędników odpowiada za ten spisek, a po godzinach ukrywać swój związek z agentką Secret Service. Jak zwykle rozpoczyna się wyścig z czasem, a wielki zegar na ekranie odlicza kolejne minuty do światowej zagłady. Na domiar złego, poza światem do destrukcji ma również dojść na stacji kosmicznej, która była domem dla międzynarodowej społeczności, jednak nie należy zapominać, że na początku nasz główny bohater obiecał córce, że wróci!

Twórcy prezentując takie filmy sprawiają, że gorzej widzimy. Nie oferują żadnych nowości, a jedynie bardziej kosmiczną wersję San Andreas, czy innego Pojutrze. Wprowadzają bałagan, przez nadmierną ilość pobocznych wątków i postaci, bo przecież każdy chce mieć swój udział w zbawianiu świata. Tworzą swoistą parodię naukowców, a przy tym popadają w schematy i nadmierną emocjonalność. Zarzucają widza efektami, martwymi ciałami i fabularnymi brakami.

Geostorm w całej swojej widowiskowości świetnie pokazuje schematy, jakimi rządzi kino. W każdej ze scen doświadczamy wymuszonego poszukiwania nowości, jednak przy tym popada w odtwórczość, z denerwującym głosem młodej narratorki, który niczym klamra otwiera i zamyka ten pełen chaosu świat.


Patrycja Strempel

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz