piątek, 10 lutego 2017

To tylko koniec świata (2016) - recenzja

1 komentarz:
 
To tylko koniec świata (2016)
Reżyseria: Xavier Dolan
Gatunek: Dramat
Premiera w Polsce: 10 lutego 2017

Nowy film cudownego (choć mocno już wydoroślałego) dziecka światowego kina Xaviera Dolana To tylko koniec świata wreszcie pojawił się w kinach nie tylko jako festiwalowa ciekawostka. Fani Kanadyjczyka szturmują kina, a na ekranie dostajemy porcję porządnego dramatyzmu, popisowego aktorstwa i znakomitych dialogów.


Po 12 latach do rodzinnego domu powraca Louis. Jego wizyta u dawno niewidzianej familii  ma jeden cel, chce oświadczyć im, że jest śmiertelnie chory. Powrót na łono rodziny nie okazje się jednak kojącym doświadczeniem i wymianą czułości, ale raczej festiwalem wzajemnych pretensji, rozdrapywania niezagojonych ran i histerycznych reakcji. Będzie też miejsce na powracające wspomnienia, które z czasem tracą na wyraźności.

Xavier Dolan znów funduje nam podróż do wnętrza rodzinnych relacji. I to znów do takich, na których istnieje wyraźna, głęboka rysa. Każdy z bohaterów posiada na sobie skazę i kumuluje w sobie pretensje, które tylko szukają okazji, aby wybuchnąć. Louis (w tej roli Gaspard Ulliel, chyba w najlepszej roli w swoim życiu) powraca do rodziny, raczej nie po to, aby odbudować swoje relacje z bliskimi, czy właściwie zbudować je od nowa, przeczuwając swoją śmierć, ale raczej by wprowadzić w życie krewnych niepokój, gdy tym udało się zbudować stan względnej równowagi. Nathalie Baye jako nieco ekscentryczna matka, udająca zakręconą, a jednak najlepiej rozumiejącą dynamikę skomplikowanych relacji wśród swoich bliskich, jest tutaj znakomita, i rola ta świetnie uzupełnia filmowy dorobek cenionej francuskiej aktorki. Lea Seydoux w roli przechodzącej czas buntu dziewczyny, pozbawionej ojca lub choćby mężczyzny, który mógłby go zastąpić, jedynie upokarzana przez starszego brata Antoine’a. A w jego roli Vincent Cassel, który uzupełnia dorobek o kolejną rolę twardego faceta raniącego kobiety, tym razem grając jednak w tonacji mocniej melodramatycznej niż sensacyjnej. Prawdziwy popis gry aktorskiej daje tu jednak Marion Cotillard, Francuzka, która podbiła Hollywood, w roli Catherine, żony Antoine’a jest po prostu mistrzowska, idealnie odtwarza rolę, zagubionej, zdominowanej kobiety, która stara się być dla wszystkich miła, dobra i uprzejma, a spotykają ją za to tylko przykrości. To też wspaniałe uczucie widzieć ją w tak wybitnej roli, zwłaszcza jeżeli poprzednio widziało się ją w Assassin’s Creed.

Xavier Dolan kolejny raz analizuje rodzinne relacje i kolejny raz zachwyca.  Pozostaje jednak wierny swojemu stylowi i manierom. Fani dobrych dramatów i to nie tylko w reżyserii młodego Kanadyjczyka, który kolejny raz udowadnia, że jest mistrzem prowadzenia aktorów i doboru ścieżki dźwiękowej, będą zachwyceni.


Daniel Mierzwa 

1 komentarz:

  1. O boże super film :O

    Zapraszam http://ispossiblee.blogspot.com/2017/02/valentine-red-color.html

    OdpowiedzUsuń