środa, 19 września 2018

Żona (2017) - recenzja

1 komentarz:
 

Żona (2017)
Reżyseria: Björn Runge
Gatunek: Dramat
Premiera w Polsce: 7 września 2018

Amerykanie mówią, że za sukcesem każdego mężczyzny stoi mądra żona. I być może tymi słowami kierowała się Meg Wolitzer pisząc swoją powieść Żona, którą teraz na ekrany przeniósł Bjorn Runge.
Znany i ceniony pisarz Joseph Castleman spędza czas w sypialni ze swoją żoną, gdy otrzymuje wiadomość, że w tym roku to on otrzymuje literacką Nagrodę Nobla. Wkrótce wraz z małżonką Joan wyrusza do Sztokholmu, aby odebrać to prestiżowe wyróżnienie. Wspólna wyprawa okazuje się dla małżeństwa nie tylko podróżą do stolicy Szwecji, ale też do swoich wspomnień, które nie zawsze są przyjemne. Z towarzyszących bohaterom retrospekcji dowiadujemy się jak się poznali i jak układało się ich życie, ale też poznajemy ich najgłębiej skrywane tajemnice, których  nie można nazwać chlubnymi.

Film gorzko rozlicza się z traktowaniem kobiet. Poznając historię Joan, dowiadujemy się jak bardzo utalentowaną pisarką była, jednak traktujące z góry kobiety środowisko zniechęca ją do rozwijania kariery na miarę talentu i z czasem pozostaje jej już  tylko rola żony literackiego geniusza, która czuje do niego liczne urazy, ponieważ Joseph nie jest przykładnym mężem. Pretensje małżonki, jak i próbującego rozwijać literacką karierę i uzyskać aprobatę ojca syna, narastają, aby wkrótce pod wpływem namolnego biografa Josepha, wybuchnąć i zniszczyć cały pozornie uporządkowany świat bohaterów.

Żona to film, który pozostawia po seansie dobre wrażenie, niestety jest ono spowodowane głównie mistrzowską grą odtwarzających rolę Joan i Josepha Castlemanów aktorów. Ale ciężko też spodziewać się po Glenn Close i Joanathanie Pryce’e czegoś więcej niż popisu swoim kunsztem w rolach, które są wręcz dla nich skrojone. Nieco gorzej jest na drugim planie, gdzie korowodowi irytujących postaci przewodzi Nathaniel Bone, który irytujący nie jest niestety przez to jak napisana jest ta postać, ale przez to jak odgrywa go Christian Slater. Nie można się też przyczepić do scenariusza, który jedynie momentami traci tempo, ale inteligentnie stopniowo ujawnia kolejne elementy fabularnej układanki, czy zdjęć i scenografii, które znakomicie pasują do opowiadane historii. Niestety momentami zbyt przypomina teatr telewizji, przez co chwilami Żonę ogląda się ze znużeniem. Całość jednak wypada dobrze i jest to porządny,  dający do myślenia film.


Daniel Mierzwa

1 komentarz:

  1. W sumie nie jest najgorszy :)

    Zapraszam http://ispossiblee.blogspot.com/2018/09/oswietlenie-w-mieszkaniu-jak-dobrac.html

    OdpowiedzUsuń